sobota, 22 września 2018

MOXY – Moxy (Polydor 1975)

Zapraszam Was do nowego działu na blogu. Więcej o zamyśle jego powstania przeczytacie w zakładce: MAŁO ZNANE, MAŁO GRANE.
Na start - płyta, która trochę zainspirowała mnie do stworzenia takiego zakątka na blogu - dla muzyki niezbyt znanej szerokiej publiczności, a zdecydowanie wartej poznania. Jest taka fajna, że nie wypada przejść obok niej obojętnie.


MOXY – Moxy (Polydor 1975)
Trochę wczesny Rush, troszkę Budgie. Kto lubi twórczość wspomnianych, na pewno z entuzjazmem przyjmie dźwięki zawarte na debiucie kanadyjskiej fomacji Moxy. Czarna okładka, a na niej napis - logo zespołu. Nic więcej, bez zbędnych ozdobników. Oszczędnie i wyraziście. Bez współczesnej sterylności. Naturalnie i z wyczuciem, jak to bywało w złotych latach 70-tych. Rasowy hard rock. Dla mnie rewelacja!
Nagrany w niecałe czternaście dni na początku 1975 roku w dzielnicy Van Nuys w Dolinie San Fernando, w rejonie Los Angeles. Tak trochę przez przypadek za ścianą realizował swój projekt gitarzysta Tommy Bolin (m. in. James Gang, Deep Purple), który z wielką chęcią przyłączył się do sesji nagraniowej Kanadyjczyków. Co wyszło z muzycznego przymierza nie trudno się domyśleć. Bolin poprzez bajeczne solówki nadał całości unikalny, gitarowy sznyt (udział w 6 z 8 kompozycji zawartych na krążku) i zapewne zainspirował zespół do wzniesienia się już w debiucie na  artystyczne wyżyny. Zapewne tak dobrej płyty nie udało się Moxy powtórzyć, gdyż poziomem i jakością grania podnieśli sobie poprzeczkę, której nigdy nie pokonali. Nic, tylko się delektować graniem. Ale oddając całą prawdę, trzeba wspomnieć, że innym mocnym walorem twórczości zespołu, był głos niepowtarzalnego wokalisty Buzza Shearmana. Prawdziwego frontmana z krwi i kości. Takiego, co ma jakby wrodzoną technikę, czuja i do tego  gardło jak dzwon. W uzupełnieniu dodam, że wokalista ten dwa lata później z powodu kłopotów ze strunami głosowymi musiał zawiesić współpracę z zespołem na kolejne dwie „wiosenki”. Innym ciekawym wątkiem jego kariery była poważna przymiarka do AC/DC po śmierci Bona Scotta w 1980 roku.

Oprócz muzyki Buzz Shearman miał jeszcze inną miłość, którą były motocykle. Niestety uczucie to doprowadziło do sytuacji nieodwracalnej. Wypadku drogowego (16 czerwca 1983 r.) w wyniku czego Shearman zakończył doczesną wędrówkę.
„Czarny Album” aka „Moxy I” stał się błyskawicznie hitem w Kanadzie i USA, między innymi dzięki gościnnej grze gitarowej Tommy'ego Bolina i sile pierwszego singla, promującego album Can Not You See I'm A Star. Moxy z dnia na dzień stał się, jednym z najbardziej obiecujących formacji hard rockowych pochodzących z kraju klonowego liścia. Został nawet okrzyknięty „Canada's Led Zeppelin”.


Koncertował z powodzeniem po całej Ameryce północnej, dzieląc sceną z AC/DC, Black Sabbath, Styx, Rainbow i Boston. Mimo to nie zdobył takiego rozgłosu, na który zwyczajnie zasługiwał.
Sądzę, że na dobry początek to wystarczy. Po prostu niech przemówi muzyka.


2 komentarze:

  1. Dziękuję za ten wpis. Po raz pierwszy usłyszałem o tym zespole. Jestem już po przesłuchaniu płyty. Prawie 40 minut bardzo fajnego hard-rockowego grania. Na pewno będę wracał debiutu Kanadyjczyków. I myślę, że sięgnę po inne wydawnictwa zespołu. Pozdrawiam, Adam

    OdpowiedzUsuń