I wanna love you and
treat you right
I wanna love you,
every day and every night
We'll be together
with a roof right over our heads
We'll share the
shelter of my single bed
We'll share the same
room, oh, Jah provide the bread
Czyż nie piękne wyznanie kierowane do kobiety swojego
życia? Z pewnością tak. Jestem całkowicie przekonany, że to najbardziej
intymna, ciepła płyta w dorobku guru reggae. W przeciwieństwie do pozostałych
płyt Boba i Wailersów, gdzie słychać nawoływania do niezaprzestania walki o
lepsze jutro, tutaj dominuje nastrój łagodności i spokoju (wbrew poważnemu
zagrożeniu, które było spowodowane nieudanym zamachem na jego życie w
Kingston).
Muzyka ma to do siebie, że powoduje skojarzenia z
miejscem i czasem. Przywołuje wspomnienia zazwyczaj te dobre, związane z czymś
miłym. Tak jest z Kayą. To wspomnienia beztroskiej młodości. Energii, chęci
działania. To przeszły czas letniego ciepła, wewnętrznego żaru emitującego w otoczenie. Uczucia do
najbliższych osób. A i chyba tych dalszych. Pozytywna aura emanująca z tej
płyty jest oczywista i zaraźliwa. Pozwala wierzyć choć przez chwilę, że można
prawie wszystko. Bo móc to chcieć. Muzyka jako rodzaj sztuki uniwersalnej powinna stanowić nadbudowę duchową nad
chaosem i ułomnością materialnego świata. Nad przemijaniem i niestałością rzeczy. Ale z nadzieją i wiarą w drugiego
człowieka, jak powiadał Robert Nesta Marley:
„Wspaniałość człowieka to nie ilość nabytego bogactwa,
ale jego prawość i zdolności do wywierania pozytywnego wpływu na ludzi
dookoła.”
oraz
„Człowiek jest wszechświatem w samym sobie.”
Sam Bob dawał z siebie wszystko nagrywając tę muzykę.
Wciągający sound płyty napiera z kolumn, pulsuje sekcja rytmiczna braci
Barretów, a wszystko to okraszone nieskrepowaną, ale nader oszczędną grą
gitarzysty Juniora Marvina. Nie bez znaczenie jest tutaj rola żeńskiego chórku
dającego niezapomniany koloryt. W składzie, którego bierze udział żona Marleya
- Rita. Cała grupa muzyków wciąż pełna inwencji twórczej, daje upust pozytywnej energii niosącej dodatnie przesłanie odbiorcy. Słuchacza, który
odwzajemnił się artyście w sposób jak najbardziej naturalny, pomnażając liczbę
zakupionych egzemplarzy płyty. I tu paradoks. Niezależnie od malkontentów z
różnych środowisk dziennikarskich, album znalazł wielu odbiorców. Marleyowi
zarzucono wypalenie i deficyt twórczych pomysłów. Może chcieli żeby zdradził
swoje inspiracje i fascynacje? Błędne oczekiwania wobec niezależnego artysty
odpornego na presję i koniunkturę. Wbrew temu, message autora broni się sam
mimo upływu lat. I jak tu nie wierzyć w szczerość tego przekazu! Czystość
przesłania. Bezpośredniość. Pozytywną motywację kierowaną do każdego z
nas! Ten obraz Boba trudno podważyć.
Człowieka, który przede wszystkim szukał zjednoczenia ponad wszystkimi
podziałami.
Z biegiem lat utwierdzam się w przekonaniu, że tylko
uczciwy artysta pozostanie ponadczasowy.
Oddaliłem się nieco od bluesowych klimatów ? Nic
podobnego reggae to przecież blues z Jamajki powstały z mieszaniny muzyki z
południa USA i folkloru wysp karaibskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz