„Pomóż bratu swemu przepłynąć łodzią na drugi brzeg. Spójrz,
twoja już do niego przybiła” – tak brzmi epitafium na nagrobku Barry’ego
Oakleya, który już na początku sesji nagraniowej Brothers and Sisters opuszcza
tragicznie na wieczność swój zespół (1972r.). Pozostali „Bracia”, którzy
jeszcze nie otrząsnęli się po śmiertelnym wypadku Duane’a Allmana (również na
skutek kolizji drogowej – w 1971r.) otrzymali kolejny cios. Uderzenie, które na
długie lata, boleśnie przetrąciło kręgosłup grupy. Stawiając pod dużym znakiem
zapytania sens istnienia zespołu. Na szczęście wybór był tylko jeden –
zatopienie się w MUZYCE!
Kolejny muzyk Lamar Williams przejmuje opuszczone miejsce po
zmarłym Oakleyu, aby dokończyć rozpoczęte nagrywanie albumu. Warto podkreślić,
że z perspektywy czasu był to słuszny wybór.
Zdaniem zagorzałych słuchaczy, wbrew totalnym kłopotom
wywołanym tragiczną utratą dwóch muzycznych filarów, zespół stanął na wysokości
zadania. Mało tego. Brothers and Sisters odniósł niesłychany sukces. Promujący
wydawnictwo singiel „Ramblin Man” wspiął się aż do drugiej pozycji magazynu
Billboard. Takoż cała płyta osiągnęła szczyt listy Billboard 200. Od tej pory
The Allman Brothers Band przeistoczył się w pierwszoplanową gwiazdę
amerykańskiego rocka. Przepełnioną znamiennym południowym brzmieniem. Stał się
jakby punktem odniesienia dla innych wykonawców preferujących tego rodzaju
twórczość. Poszczególne kompozycje zawarte na płycie, na przekór dramatycznych
przejść, są beztroskie i pozytywne. Korelują w sposób naturalny z bluesowym
luzem i swobodą.
Obok wspomnianego „Ramblin Man” na ucho rzuca się
rozpoznawalny instrumentalny utwór „Jessica”. Któż nie zna czołówki
telewizyjnego, kultowego, motoryzacyjnego magazynu „Top Gear” zaopatrzonego w
cover tej kompozycji?! W wersji allmanowskiej nad wyraz tryskającego
entuzjazmem i rozbrykaną radością. Wysyła od pierwszych taktów wprost w stronę
życiodajnego słońca. Również kawałek „Southbound” ze zdwojoną mocą, energicznie
i zdecydowanie uderza w słuchacza. Daje upust niewątpliwym zdolnościom Chucka
Leavella. Nieodparcie nasuwa się mi spostrzeżenie - całość płyty sprawia, iż
żałuję, że nie urodziłem się dwadzieścia lat wcześniej, aby móc cieszyć się
tą muzyka zaraz gdy ujrzała światło dzienne.
Paradoksalnie „Bracia i Siostry” był równocześnie szczytem
kariery i pierwszym krokiem w przepaść The Allman Brothers Band. Niestety
muzycy zapatrzeni w swoje projekty i uwikłani w osobiste problemy (głównie
nałogi), powoli rozmieniali się na drobne. Oddzielając kupony z przeszłych dni swojej
artystycznej chwały. Mit o braterstwie bandu tak bardzo eksponowany na tym
krążku (patrz – grupowa fotografia na rozkładówce okładki), w kolejnych latach
chylił się ku upadkowi.
W 40. rocznicę wydania albumu ukazała się niewątpliwa gratka
dla wielbicieli tej muzyki. Okolicznościowa czteropłytowa wersja (CD)
zawierająca zremasteryzowany materiał z albumu. Uzupełniony w alternatywne
wersje znanych utworów z pierwotnego wydawnictwa oraz premierowe kawałki z
dołączonym bonusem z tournée promującym wspomnianą płytę, a zarejestrowanym 23
września 1973 roku w sali koncertowej „Winterland Ballroom” w San Francisco.
Na koniec parę słów o opakowaniu longplaya. Fotografia
zdobiąca przód obwoluty przedstawia jasnowłosego chłopca w jesiennej scenerii,
syna perkusisty Allmanów – Butcha Trucksa – Vaylora. Natomiast zdjęcie
zamieszczone na rewersie okładki wydaje się być hołdem złożonym zmarłemu
Oakleyowi i prezentuje jego córkę Brittany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz