Wówczas
młoda, piękna kobieta o egzotycznej urodzie, w połowie Irlandka, w połowie
hawajka z kruczo czarnymi włosami. Utalentowana wokalistka, mająca za sobą
doświadczenia związane z udziałem w filmie jak i sztuce wystawianej na deskach
Broadwayu. Był to legendarny „Jesus Christ Superstar", gdzie wcieliła się
w rolę Marii Magdaleny. Podczas sesji związanej z realizacją „Oceanu” w
szczególny sposób zawładnęła Claptonem. Jego sercem; ale także zaimponowała mu
talentem wokalnym. Następstwem tego był romans i kilkuletnia współpraca
artystyczna. Yvonne Elliman miała otwarty charakter. Postrzegany jako beztroski
i wyluzowany. To wzmocniło pozytywne relacje z całą ekipą pracującą nad muzyką.
Odzwierciedleniem uczuć pomiędzy Yvonne a Claptonem stał się niezapomniany „Get
Ready" - napisany i zaśpiewany wspólnie. Ich przeplatające się głosy
przybrały łagodny, uroczy, uwodzicielski nastrój intymności.
R jak Radle - Carl Dean Radle
Carl Radle
facet o niemieckich korzeniach, były basista poprzedniej formacji
„Slowhanda” - Derek and the Dominos, animator trzonu składu zespołu biorącego
udział w całej sesji. On to skrzyknął bliżej nieznanych wówczas muzyków,
zaakceptowanych natychmiast przez Claptona. Sam Carl zdawał się być bratnią
duszą dla Erica, któremu imponował swoją postawą mądrość i doświadczenia. W
pewnym sensie okazał się opoką dla samego mistrza w okresie jego zwątpienia i
depresji wywołanej nałogami. Z tej przyczyny odegrał kluczową rolę w solowej
karierze Claptona do 1979 roku. Jego autorski, energetyczny kawałek „Motherless
Child" bez wątpienia stanowi doskonałe wprowadzenie w tą muzyczna podróż.
I jak „I Shot the Sheriff”
Od samego
początku Clapton nie był przekonany do zasadności umieszczenia tej piosenki na
tworzącej się płycie. Wątpił czy może dorównać oryginałowi, czy nawet
konkurować z nim. Namówili go pozostali muzycy, pewni przebojowości kawałka.
Tym bardziej wywołał osłupienie Claptona fakt, że ten utwór Boba Marleya i The
Wailers od razu poszybował na sam szczyt listy przebojów w Stanach
Zjednoczonych. Notabene sama wersja claptonowska przypadła do gustu Marleyowi i
co ważne pozwoliła wypłynąć na szerokie wody ogólnoświatowej popularności
muzyce rodem z Jamajki i tym samym pierwotnemu autorowi tego hitu. Sam utwór
łączy w sobie bardzo udaną i zgrabną fuzję rocka i reggae.
C jak
Criteria Studios
Clapton i
producent Tom Dowd pracowali już wcześniej ze znakomitym skutkiem. Miało to
miejsce podczas nagrywania „Layla and Other Assorted Love Songs” grupy Derek
and The Dominos. Podobnie jak omawiany longplay zrealizowany on został w
Criteria Studios w Miami. Legendarne studio nagraniowe, które obsługiwało w
swojej historii same sławy muzyki. Bohater hasła Clapton is God wypisanego
w latach 60-tych na angielskich murach, zgromadził w Miami wokół siebie
doskonałych muzyków, choć wówczas jeszcze dość anonimowych (poza Elliman i
Radle), między którymi w sposób bezwiedny, ale szczególnie naturalny wytworzyła
się „chemia” wzajemnych relacji. Dało to znakomity efekt w postaci tego
nader wartościowego muzycznego materiału. Wydającego się spokojnym,
kameralnym o wygładzonym brzmieniu i niezawiłej aranżacji. Stanowi to o sile
tej, jakże urzekającej muzyki. „Nie wszystko złoto co się świeci” jak głosi
ludowa mądrość - nie trzeba bogactwa sił i środków żeby przekazać to „coś”, co
jest mało uchwytne, a co stanowi esencję wartości artystycznej. Stąd absolutny
brak eksponowania w Criteria Studios jaskrawej wirtuozerii gitarowych
popisów. Ta muzyka stworzona w tym miejscu, sącząca się błogo, stanowi panaceum
dla strapionych i spragnionych potrzebujących podobnych dźwięków.
C jak
Clapton
„Klapcio”
wtedy bardzo wyluzowany i łagodny, ale podkreślający na każdym kroku,
że priorytetem pozostaje blues. Pokazuje bardziej słoneczny, letni
charakter. Taki pozornie wycofany, pozwalający grać akompaniującemu zespołowi,
ale jednocześnie trzymający pieczę i kontrolę w całym zakresie projektu. Gra oszczędnie
bez narcystycznej wirtuozerii. Jakby chciał przekazać - Clapton to nie tylko
wirtuoz i technik gitarowy, ale po pierwsze znakomity kreator muzycznej
materii. Bo w grze na gitarze tak naprawdę liczy się jakość, a nie ilość. Na
pozór ubogą interpretacją można więcej przekazać treści niż przeładowanymi i
nic nie wnoszącymi solowymi popisami. (Warto zauważyć, że ci najlepsi wcale się
nie spieszą!) Dodatkowo koncentruje się bardziej na wokalu, przy tym w dalszym
ciągu gustownie powściągliwym, by nie powiedzieć wręcz skąpym.
Po pierwszym
przesłuchaniu płyta może wydawać się miernym odbiciem dawnej chwały
Claptona, ale spróbujcie kilka razy i stanie się jasne, że jest to piękne
odzwierciedlenie tamtej muzycznej epoki należącej również do Niego.
Autorska
propozycja Claptona uderza niezwykłym urokiem oraz lirycznym tekstem. Ukazuje
dojrzałość Slowhanda jako autora tekstów. Jest niewątpliwą ozdobą tego dzieła,
wyposażoną w mieszaninę akustycznych i elektrycznych gitar oraz nastrojowych
partii organów Hammonda.
Let it grow, let it grow
let it blossom, let it flow
In the sun, the rain, the snow
Love is lovely, let it grow
A jak
April
Sesja
rozpoczęła się w kwietniu, w miesiącu wiosennym, symbolu budzenia się do życia,
ale też rozniecania aktywności i inwencji Claptona po wielu miesiącach mrocznej
narkotykowej zapaści. Powrotu z artystycznego niebytu.
P jak
Popijanie
"Pobieraliśmy
dużo alkoholu podczas niezliczonego imprezowania. Alkohol zrobił ze mnie
niezłego wesołka”. Tak
oto wspomina podczas realizacji płyty, flirt z „procentami” bez uzasadnionego
entuzjazmu sam Clapton w swoich wspomnieniach spisanych w „Clapton.
Autobiografia.” Tak naprawdę to muzyk wpadł „z deszczu pod rynnę”. Zamienił
uzależnienie od ciężkich narkotyków (heroina, kokaina) w poważny nałóg
alkoholowy. Takie używki w nadmiarze zawsze muszą skutkować nieświadomą
degradacją osobowości artysty, dla którego pozostają pozornym stymulantem
wyobraźni i inwencji twórczej. Może to trąci trochę moralizatorstwem, ale warto
czasem wspomnieć, że niestety wielu znakomitych artystów „rozmieniło się na
drobne” lub co gorsza postradało życie w oparach wódki i narkotycznego
odurzenia. Tylko niezachwiana, żarliwa wiara w muzykę pozwoliła zachować
równowagę i normalność Claptonowi (aktualnie całkowicie wyzwolonego z wszelkich
nałogów) podczas realizacji muzycznych przedsięwzięć.
czyli piękna
ballada ludowa napisana przez Scotta Boyera, pochodząca z repertuaru zespołu
Cowboy w autorskiej wersji Claptona z opisywanej płyty.
Oh my word, what does it mean?
Is it love or is it me
That makes me change so suddenly?
Looking out, feeling free
Sit here lying in my bed
Wondering what it was I'd said
That made me think I'd lost my head
When I knew I lost my heart instead
Won't you please read my signs, be a gypsy
Tell me what I hope to find deep within me
Because you can find my mind, please be with me
Of all the better things I've heard
Loving you has made the words
And all the rest seem so absurd
'Cause in the end it all comes out unsure
Tjak Tom
Dowd
Niektórych
artystów trzeba kopnąć w tyłek, niektórych trzeba pogłaskać, a jeszcze innym
trzeba się przypodobać. Tak wielki Tom Dowd, według niektórych największy
producent blues rockowej muzyki lat siedemdziesiątych, podsumowałby pokrótce
sedno pracy przy konsolecie. Oswojeni ze sobą - po jednej stronie kultowy
producent, a po drugiej nasz bohater, wspólnie obrali jakże trafny kierunek,
który zaowocował pożądanym dźwiękiem. Klasycznym dla muzyki blues rockowej
dekady lat 70-tych. Warto przy tym wspomnieć , iż Tom Dowd był jednym z
pierwszych producentów nagrywających na wielośladowej (konkretnie
ośmiośladowej) konsoli, która niebawem zrewolucjonizowała proces realizacji
muzyki.
O jak Ocean
Boulevard pod numerem 461
Tytuł albumu
pochodzi od adresu wynajętego domu, w którym mieszkał Clapton wraz z „ekipą” w
czasie nagrywania albumu. 461 Ocean Boulevard, prawdziwy adres w Golden Beach w
pobliżu Miami na Florydzie, emanował tak pozytywnym klimatem, że Clapton
upamiętnił go tytułując tak płytę. Został wynajęty dla „captonowskiej ferajny”
wiosną 1974 roku. Tam, wówczas wszyscy zaangażowani muzycy spędzili blisko
trzydzieści, jakże twórczych, wspaniałych dni. Na przestrzeni lat wiele
znakomitych osób zamieszkiwało ten dom. Przybywali tam między innymi Bee Gee,
Liza Minelli czy The Eagles, ale nie przynieśli takiego rozgłos temu
miejscu, co Clapton.
No i ta
okładka też na O!
Przedstawiająca
tego sławetnego gitarzystę na tle domu w Golden Beach o numerze 461.
N jak Number
One
„I Shot he
Sheriff” stał się pierwszym nr 1 solowego Erica Claptona. Dokładnie nr 1
na liście Billboard Hot 100. Podobnie poczynał sobie cały album. Na szczycie Billboard 200 chart LP & Top Tape
przebywał przez cztery tygodnie oraz osiągnął pozycję w pierwszej
dziesiątce w kilku innych krajach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz