„Nigdy nie wiem, jaka będzie kolejna płyta.
Nie skończyłam żadnej szkoły muzycznej – jestem samoukiem. Najpierw powstaje
piosenka grana na gitarze i śpiewana. Muzycy sobie ją opracowują, potem podczas
nagrań ulega ona kolejnym przemianom. To, co ja robię, nigdy nie jest pakowane
w błyszczący papierek i wystawiane na sprzedaż”.
Tak oto
rzecze na temat swojej twórczości ta niepowtarzalna i szczera artystka. Postrzegana
jako wysoce refleksyjna „pieśniarka”, obdarzona pokaźną siłą wyrazu.
Niezależna, nie poddająca się chwilowym
modom, konsekwentna w tym co robi. Zdecydowanie przekonująca swoją,
niezwykle osobistą wypowiedzią, z którą
wielu z Nas w ciągu życia może się utożsamiać.
Martyna
Jakubowicz jest jedyną w swoim rodzaju wykonawczynią ballad, będących
mieszaniną amerykańskiego folku i bluesa, a także najlepszego rocka bazującego
na wspomnianych gatunkach. Jej liryczne kompozycje są przepełnione aurą ciepła
i intymności, a także delikatne i refleksyjne. Jej poezja oparta jest na
kobiecych emocjach, uczuciach i tęsknotach. Opowiada o takich ludzkich,
elementarnych uczuciach jak miłość, samotność, nadzieja, o potrzebie szukania
prawdziwej więzi międzyludzkiej. Wyraża nasze ukryte myśli w niezwykły bluesowy
sposób.
Pierwszy
solowy album „Maquillage“ Martyna zrealizowała ponad 30 lat temu. Od tamtej
pory udanie zadomowiła się na polskiej scenie muzycznej jako stylowa
wokalistka, gitarzystka i kompozytorka.
Jej
debiut brzmi wyśmienicie. Solidna linia basu gitarzysty, skądinąd znanego z TSA
– Janusza Niekrasza. Wyborna perkusja Andrzeja Ryszki, bębniarza blues rockowej
grupy Krzak. Mięsiste organki słynnego Ryszarda „Skiby” Skibińskiego. Gitarowe
zagrania Andrzeja Nowaka biczują z całą swoją mocą nawet największych
ignorantów muzycznych. Całość dopełniają klawisze Marka Stefankiewicza oraz
precyzyjne dźwięki gitary Cezarego Bierzniewskiego. Warto podkreślić, że nawet
sama produkcja płyty jest niebywale solidna, jak na pierwszą połowę polskich
lat 80-tych. Brzmi niezwykle świeżo i energetycznie mimo nieubłaganego upływu
lat.
Kawałki
zgromadzone na tym krążku są niewątpliwie smakowite jeśli można użyć tego
kulinarnego terminu. Ale najbardziej w pamięci zapada, obecnie już kultowy,
szczególny znak rozpoznawczy w całym zbiorze „martynowych pieśni” – „W domach z betonu nie ma wolnej miłości”.
W dobie PRL-u niedościgłym marzeniem prawie
każdej młodej rodziny było posiadanie własnego mieszkania usytuowanego w nowo budowanych
osiedlach. Wieżowce z betonowych płyt wyrastały jeden po drugim. Martynie i jej
pierwszemu mężowi Andrzejowi Jakubowiczom z pewnością trudno było dostrzec
piękno w panoramie rozciągającej się z okna ich nowego lokum. Ten właśnie posępny, a zarazem nostalgiczny
widok, zainspirował Andrzeja Jakubowicza do stworzenia słów do ponadczasowego
szlagieru polskiej muzyki. Interesujące, że bohaterką utworu wcale nie była
jego ówczesna towarzyszka życia – Martyna, lecz półnaga, anonimowa dziewczyna,
nieświadomie okazująca swoje wdzięki w mieszkaniu naprzeciw bloku państwa
Jakubowiczów. Martynie z pewnością bardzo podpasował ten wątek literacki
spreparowany przez ówczesnego męża, bo właściwie stał się niejako tożsamy z jej
artystyczną duszą.
Ale tak
naprawdę ten utwór jawi się jako metafora wspomnienia całego pokolenia artystów
dorastających w erze stanu wojennego. Konfrontujących się z przygnębiającym, narzuconym
porządkiem socjalistycznej ojczyzny. Kontestujący tym samym ponurą
egzystencjalną rzeczywistość poprzez niezwykle barwne dźwięki swojej muzyki.
Warto
nadmienić, że pierwsza dama polskiego blues-rocka, zakochała się w tamtym
czasie w filarze grupy TSA - Andrzeju Nowaku. Wspólnie tworząc rock'n'rollową parę i doskonale
współpracujący zespół, który wydał na świat ten już klasyczny, fantastyczny
album.
Nawiasem
mówiąc, szybko okazało się, że ten związek również nie przetrwał próby czasu,
podobnie jak i pierwsze małżeństwo Martyny. W końcu miłość, która miała
wystarczyć na całe życie, zmarła
śmiercią naturalną we wspomnianym betonowym blokowisku.
Obok omawianej
dotychczas kompozycji, również utwór „Kiedy będę starą kobietą”, zasługuje na wieczną pamięć. Niektórzy cenią go
najwyżej w dorobku artystki. Dla mnie obydwa są jednakowo rewelacyjne. Zresztą pozostałe kompozycje wybornie uzupełniają całość albumu. Niczym nie ustępują
wspomnianym hitom.
Kiedy
będę starą kobietą
i nie
zostanie mi nic oprócz wspomnień
wszystkie
chwile życia stracone
powrócą
raz jeszcze do mnie
Kiedy
będę starą kobietą
czasem
będę słowika słuchała
o
straconej wolności pomyślę
o
mężczyznach, których kiedyś kochałam
Mam
jeszcze wina łyk
i
chowam go już dziś
dla
tych, którzy muszą żyć
jak
strumienie pod lodem
jak
słońce za mgłą
Jedni
ludzie gromadzą fortuny
inni co
dzień się bronią przed głodem
strzeż
ich Boże i miej ich w opiece
i daj
umrzeć póki serce mam młode
Mam
jeszcze wina łyk
i
chowam go już dziś
dla
tych, którzy muszą żyć
jak
strumienie pod lodem
jak
słońce za mgłą
Mam
jeszcze wina łyk
i
chowam go już dziś
dla
tych, którzy muszą żyć
jak
strumienie pod lodem
jak
słońce za mgłą
Zakończę
cytatem z wypowiedzi Martyny, który jest bliski dla mnie jako odbiorcy i fana dobrej,
niekomercyjnej muzyki: „Sztuka polega na odkształcaniu
rzeczywistości w zupełnie odmienną, niezwyczajną formę. Człowiek słucha muzyki sercem, a nie głową.
Nie można cały czas wartościować sztuki.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz