Witam po przerwie i na powitanie muzyka doskonale wpisująca się w letnie, wakacyjne klimaty…
„Chciałem, żeby mój pierwszy film fabularny był chłodny, mózgowy, wyspekulowany, skonstruowany precyzyjnie, niemal formalistycznie. Miał przypominać klasyczny thriller: małżeństwo zabiera na pokład jachtu pasażera, który następnie znika w tajemniczych okolicznościach. Od samego początku chodziło o pokazanie konfliktowej interakcji między postaciami zamkniętymi w ograniczonej przestrzeni.”
(Roman Polański, „Roman", Warszawa 1989)
Ktoś może zapytać, że co to za kreacja muzyczna, która nie ma prawie nic wspólnego z szeroko pojętym bluesem, czy też rockiem, czyli wiodącymi gatunkami zadeklarowanymi na blogu? Dlatego też od razu odpowiadam. Nie zamierzam, jak już wcześniej wspomniałem, ograniczać się do czysto bluesujących brzmień, przecież granica pomiędzy stylami muzycznymi jest, jeśli nie bardzo cienka, to na pewno umowna. Jazz to brat bluesa i mariaż obu gatunków jest na zawsze wpisany w zjawisko tzw. muzyki popularnej. Tyle na wstępie.
(Roman Polański, „Roman", Warszawa 1989)
Ktoś może zapytać, że co to za kreacja muzyczna, która nie ma prawie nic wspólnego z szeroko pojętym bluesem, czy też rockiem, czyli wiodącymi gatunkami zadeklarowanymi na blogu? Dlatego też od razu odpowiadam. Nie zamierzam, jak już wcześniej wspomniałem, ograniczać się do czysto bluesujących brzmień, przecież granica pomiędzy stylami muzycznymi jest, jeśli nie bardzo cienka, to na pewno umowna. Jazz to brat bluesa i mariaż obu gatunków jest na zawsze wpisany w zjawisko tzw. muzyki popularnej. Tyle na wstępie.
Jest taki film, który znalazł wygodne miejsce w mojej jaźni. Dzieło „naszego” Romka Polańskiego, którego sylwetki nie trzeba nikomu przybliżać. Film, który pomimo oszczędnych atrybutów estetycznych, poraża swoją głębią. No i muzyka, która stanowi niezapomniane tło, a nawet wymownie akcentuje poszczególne sceny. Stanowi tu idealną oprawę dla czarno-białych kadrów, ukazujących między innymi piękno krajobrazu mazurskich jezior. Za taką muzykę odpowiada znakomity i nieodżałowany Krzysztof „Komeda” Trzciński. Muzyk jazzowy, trwale niezaspokojony artysta, poszukujący indywidualnego stylu, osadzonego zarówno w świecie coltraine’owskich dźwięków, jak też w słowiańskiej frazie zakotwiczonej w dziedzictwie ojczystej muzyki.
Ten magik budowania lirycznej aury zdobył serca odbiorców. Oczarował efektem stworzonej muzyki, obok której niemożliwe jest bezwiedne i obojętne przejście. Jego jazzowy soundtrack (uzupełnienie scen filmowych) wiruje we własnym natężeniu, jest audialnym odzwierciedleniem stanu emocjonalnego bohaterów. Sceny ubarwione muzyką skutecznie odrywają od siebie sceny dialogowe, łagodzą napięcie powstające miedzy ekranowymi bohaterami.
Sam autor dźwiękowej oprawy filmu uwypuklił swoje intencje mówiąc: „Muzyka powinna pojawiać się w filmie tylko tam, gdzie jest naprawdę konieczna i raczej powinno być jej za mało niż za dużo. Muzyka w „Nożu w wodzie” nie „jest”, a „pojawia się”, a miejsca jej występowania są kluczowe dla odbioru całego dzieła.”
Komedzie grającemu na fortepianie podczas sesji towarzyszyli następujący muzycy:
Bernt Rosengren - saksofon tenorowy;
Roman Dyląg – kontrabas;
Leszek Dudziak – perkusja.
Od początku filmu słyszymy charakterystyczne jazzujące brzmienia. Akordy fortepianu, jak przystało na lidera, wprowadzają w krainę filmowej wizji Romana Polańskiego, by po chwili zabrzmieć pełnią improwizacji jazzowego kwartetu. Ballad for Bernt, bo taki nosi pierwsza kompozycja, zdaje się być odzwierciedleniem dźwiękowym filmowych ujęć. Utwór ten pobrzmiewa łagodnością, pozbawiony dynamizmu czy jakichkolwiek napięć, które, bardzo charakterystyczne, będą się pojawiać w kolejnych momentach filmu.
Następne utwory stanowią kontrę dla pierwszego tematu. Są bardzo energetyczne. Szybkie tempo muzyki i improwizacja saksofonu, zdradzające inklinacje free jazzowe, podkreślone dodatkowo przez ruchomą, momentami trzęsącą się kamerę, ilustrują pobudzenie filmowych bohaterów. Wielość dźwięków potęguje ilość i siłę emocji na ekranie. Podobnie jest z innymi kompozycjami. Można rzec, że muzycznym odbiciem ekranowych sekwencji jest pełna polotu i bezkresnej wyobraźni instrumentalna muzyka często grana li tylko na paru akordach.
Bernt Rosengren - saksofon tenorowy;
Roman Dyląg – kontrabas;
Leszek Dudziak – perkusja.
Od początku filmu słyszymy charakterystyczne jazzujące brzmienia. Akordy fortepianu, jak przystało na lidera, wprowadzają w krainę filmowej wizji Romana Polańskiego, by po chwili zabrzmieć pełnią improwizacji jazzowego kwartetu. Ballad for Bernt, bo taki nosi pierwsza kompozycja, zdaje się być odzwierciedleniem dźwiękowym filmowych ujęć. Utwór ten pobrzmiewa łagodnością, pozbawiony dynamizmu czy jakichkolwiek napięć, które, bardzo charakterystyczne, będą się pojawiać w kolejnych momentach filmu.
Następne utwory stanowią kontrę dla pierwszego tematu. Są bardzo energetyczne. Szybkie tempo muzyki i improwizacja saksofonu, zdradzające inklinacje free jazzowe, podkreślone dodatkowo przez ruchomą, momentami trzęsącą się kamerę, ilustrują pobudzenie filmowych bohaterów. Wielość dźwięków potęguje ilość i siłę emocji na ekranie. Podobnie jest z innymi kompozycjami. Można rzec, że muzycznym odbiciem ekranowych sekwencji jest pełna polotu i bezkresnej wyobraźni instrumentalna muzyka często grana li tylko na paru akordach.
Warto wspomnieć słowa eksperta prof. Marka Hendrykowskiego i przywołać jeden z cytatów książki pt. Nóż w wodzie – „W tym punkcie estetyka jego [Polańskiego] filmu styka się bezpośrednio z estetyką muzyki jazzowej, tworząc nową na gruncie naszego kina jakość. Jakość tę, inaczej niż w tradycyjnych fabułach, buduje przemyślnie zaprojektowana struktura napięciowa, oparta nie na rozległych – szeroko rozstawionych – biegunach konstrukcji fabularnej, lecz na serii małych konfliktów i mikrospięć, które tworzone są i rozładowywane w granicach poszczególnych scen. Napięcia w filmie zsynchronizowane są z dźwiękami muzyki, której funkcje odnośnie do poszczególnych epizodów są najróżniejsze, bywa ona zwiastunem niebezpieczeństwa, komentarzem do działań, czy sposobów zachowania bohaterów, a także siłą władającą nad naturą, jednak co najważniejsze, nigdy nie pojawia się przypadkowo...”.
Co do filmu, to nasuwa się jednoznaczne spostrzeżenie, że dzieło to ugruntowało w rodzimej twórczości filmowej pojęcie obrazu psychologicznego, który stał się sztandarowym dziełem klasyki polskiego kina. Moc obrazu zawarta jest w jego szlachetnej prostocie. Polański stworzył film tak o ludzkich słabościach, jak i pożądliwościach. Trudności i wewnętrzne zagubienie filmowych bohaterów zdają się prześladować obserwatora prawie w każdej scenie. Osąd sylwetek bohaterów, ich sposobu postępowania, pozostaje w gestii każdego widza.
Kamień milowy. Mały Film, a Wielkie Kino w jakże oszczędnym formacie środków wyrazu. Śmiałe i nieszablonowe. Niebanalne. „Nóż w wodzie” swoją tematyką wyznaczył całkiem nowatorskie podejście do filmowej materii. Film był i jest dziełem nadal świeżym i aktualnym. Pozostawiającym niezatarte wrażenie.
W epilogu warto przywołać w pamięci filmowych bohaterów w osobach skądinąd znakomitych aktorów:
Jolanta Umecka – Krystyna (głosu użyczyła Anna Ciepielewska)
Leon Niemczyk – Andrzej
Zygmunt Malanowicz – chłopak (głosu użyczył sam reżyser Roman Polański)
Co do filmu, to nasuwa się jednoznaczne spostrzeżenie, że dzieło to ugruntowało w rodzimej twórczości filmowej pojęcie obrazu psychologicznego, który stał się sztandarowym dziełem klasyki polskiego kina. Moc obrazu zawarta jest w jego szlachetnej prostocie. Polański stworzył film tak o ludzkich słabościach, jak i pożądliwościach. Trudności i wewnętrzne zagubienie filmowych bohaterów zdają się prześladować obserwatora prawie w każdej scenie. Osąd sylwetek bohaterów, ich sposobu postępowania, pozostaje w gestii każdego widza.
Kamień milowy. Mały Film, a Wielkie Kino w jakże oszczędnym formacie środków wyrazu. Śmiałe i nieszablonowe. Niebanalne. „Nóż w wodzie” swoją tematyką wyznaczył całkiem nowatorskie podejście do filmowej materii. Film był i jest dziełem nadal świeżym i aktualnym. Pozostawiającym niezatarte wrażenie.
W epilogu warto przywołać w pamięci filmowych bohaterów w osobach skądinąd znakomitych aktorów:
Jolanta Umecka – Krystyna (głosu użyczyła Anna Ciepielewska)
Leon Niemczyk – Andrzej
Zygmunt Malanowicz – chłopak (głosu użyczył sam reżyser Roman Polański)
O fabule nic (nie wspomniałem), więc zapraszam do obejrzenia tego obrazu filmowej Sztuki. Sztuki przez duże „S”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz