Próba opisu tej płyty to czyste seppuku. Daremne wysiłki. Z
góry skazane na sromotną porażkę. Bo jakże słowem ogarnąć taaaką muzę! Może
stwierdzenie winowajcy całego zamieszania w osobie Frippa, coś nam wyjaśni na
wstępie. Sam sprawca tego dzieła, a zarazem niekwestionowany lider każdego
wcielenia Karmazynowego Króla - Robert Fripp, na okoliczność wydania debiutu
przekazał deklarację do muzycznej prasy, które stało się twórczą dewizą grupy:
„Fundamentalnym celem King Crimson jest organizowanie anarchii, wykorzystanie sił chaosu i spowodowanie interakcji różnych wpływów, celem znalezienia przez nie własnej równowagi. Muzyka ma się wyzwalać raczej niż rozwijać. Jednoznacznie określony zostaje tylko główny temat. Dzięki temu w kompozycjach zespołu odbić się mogą szerokie zainteresowania wszystkich instrumentalistów”.
„Fundamentalnym celem King Crimson jest organizowanie anarchii, wykorzystanie sił chaosu i spowodowanie interakcji różnych wpływów, celem znalezienia przez nie własnej równowagi. Muzyka ma się wyzwalać raczej niż rozwijać. Jednoznacznie określony zostaje tylko główny temat. Dzięki temu w kompozycjach zespołu odbić się mogą szerokie zainteresowania wszystkich instrumentalistów”.
Wobec tego dzieła po prostu nie można przejść bez emocji. Od
zarania poraża całą paletą środków wyrazu, wahliwością melodii i nastrojów.
Sugestywnie ukazuje obfitość inwencji artystów. Instrumentalistów potrafiących
wpleść w sposób niezwykle misterny i sugestywny całą gamę dyskretnych
dźwiękowych niuansów. In the Court of the Crimson King jest dziełem kompletnym,
absolutnie wybitnym, gdzie nie ma ani jednego lichego fragmentu.
Wszystko
znakomicie się równoważy i uzupełnia. Istny brylant. Po raz pierwszy sama
muzyka stała się tak samo ważną cząstką kompozycji jak jej warstwa literacka.
Jako novum oprócz instrumentów typowych dla rocka, jak gitary i perkusja, w
utworach można było usłyszeć dźwięki wygenerowane przez melotron (co w czasach
narodzin tej płyty wcale nie było takie oczywiste) oraz instrumenty dęte i
akustyczne. Od razu ostrzegam. Jeśli ktoś chce usłyszeć na tym krążku zbiór
konwencjonalnych, melodyjnych i harmonijnych gitarowych solówek, niech o tym
zapomni. Melodie serwuje nam delikatny śpiew wokalisty. Melodia stanowi
podstawowe źródło improwizacji poszczególnych muzyków obezwładniających
poziomem wykonania. Atmosfera zamętu (21st Century Schizold Man) i zagubienia (Epitaph)
koegzystują w przymierzu z odprężeniem (I Talk To The Wind) i wyciszeniem
(Moonchild). Pojawia się zjawisko nieprzemijalności w „tytułowcu”. A wszystko
to skondensowane w blisko czterdziestu trzech minutach. Bogate instrumentarium,
wspaniała muzyka, w połączeniu z wieszczymi, a także posępnymi tekstami Petera
Sinfielda, pięknie zaśpiewanymi przez Grega Lake'a, składają się na perfekcyjną
całość. Ten album jest jak stare wino i smakuje nadal.
„Epitafium”
Pękają mury
Z inskrypcjami proroków
A na narzędziach śmierci
Odbija się jasny blask słońca
Gdy każdy z nas jest rozdarty
Przez nocne koszmary i sny
Nikt nie założy laurowego wieńca
Gdy cisza zagłusza krzyk
Pomiędzy stalowymi bramami przeznaczenia
Zasiano ziarna czasu
I podlewano je uczynkami
Uczonych i znanych
Wiedza jest niebezpiecznym doradcą
Kiedy wszystko wymyka się spod kontroli
Los całej ludzkości jak widzę
Spoczywa w rękach szaleńców
Chaos będzie moim epitafium
Gdy pełznę wyboistą i zawiłą ścieżką
Jeśli powiedzie się nam, usiądziemy
I zaczniemy się śmiać
Lecz obawiam się, że jutro będę płakał
tłumaczenie: Tomasz Beksiński
Muzyka obejmująca płytę, łącząca odmienne style, burzy
wszelkie standardy, frapuje swawolą możliwości brzmieniowych oraz
aranżacyjnych, a także maestrią interpretacji. Szkoda, że w momencie pojawienia się jej, nie wszyscy byli w stanie ją ogarnąć i
uznać. O zgrozo, rzekomi znawcy posądzali zespół o pozerstwo. Takie podejście
wszelkiej maści pseudo krytyków na szczęście nie wpłynęło na odczucia odbiorców
i jak wspomina wokalista i równocześnie basista Crimsonów Greg Lake: „Zespół
nigdy nie był promowany. Wieść o nas niosła się z ust do ust. Rozprzestrzeniała
się jak ospa”.

Nawiasem mówiąc, muszę się przyznać, ze sam popełniłem kilka
lat temu reprodukcję tego dzieła :)
A na ten Nowy Roczek, niech życzeniami dla Was przemówi Jan
Kochanowski:
[…]
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Do siego roku!