poniedziałek, 28 września 2015

ZZ TOP – Tres Hombres (London 1973)

„Jeśli masz zamiar grać country rocka – musisz wydać trochę więcej forsy. Potrzebne ci: kapelusz, kowbojki, dżinsy, zachrypnięty głos i długa broda. Tak, ona też jest konieczna. Wyobrażasz sobie ZZ Top bez długich bród?!”
Ten cytat znaleziony w czeluściach Internetu jak ulał pasuje do charakteru przedstawianego wykonawcy. Nie żebym drwił z Nich, broń Boże! Ale dlatego, że cała otoczka wokół kolesi z Teksasu jest jak puszczenie przysłowiowego oka do wszystkich fanów tego fajowego tria.  ZZ Top, bo o nich mowa, to nad wyraz sympatyczni dżentelmeni, brodaci gitarzyści obsługujący zazwyczaj pięcio i czterostrunowe gitary. Żeby było ciekawiej, całości dopełnia obywatel o nazwisku „broda” (Frank Beard), który jakby z  przekory nie nosi brody.
Płyta Tres Hombres jest wizytówką tego wszystkiego, co jest charakterystyczne w muzyce zespołu. Dźwięki zgromadzone na  tym albumie zdają się bombardować bezpośrednio, bez żadnych dodatków. Niepodzielnie rządzą surowo brzmiące instrumenty: gitara, bas i perkusja, pozbawione zbędnych dodatków czy wątpliwych dźwiękowych ozdobników. Instrumentaliści fantastycznie zgrani, świetnie rozumiejący się. Doskonale zsynchronizowani.  Przybrudzone brzmienie gitary Billy Gibbonsa, donośny bas Dusty Hilla, intensywne bębny Franka Bearda, wszystko to składa się na surowe, mocne oraz soczyste brzmienie.

ZZ Top stworzył na swoim trzecim longplayu charakterystyczną mieszankę boogie, bluesa i hard rocka. Przesłanie zespołu leży w mięsistym blues rocku nafaszerowanym jak meksykańska kuchnia ognistym chili. Zresztą to wszystko w sposób dobitny symbolizuje rozkładówka okładki z jaskrawą fotografią ostrej potrawy zwanej po prostu La Grange, serwowanej w nieistniejącej, ulubionej przez sympatycznych brodaczy „Leo Mexican Restaurant”.
Trzeci album grupy stał się przełomem w jej karierze i pozwolił wypłynąć na szerokie wody popularności na jaką bezdyskusyjnie zasłużył. Urok tej płyty wydanej dokładnie 26 lipca 1973 roku, jest łatwy do zdefiniowania. Idea jej towarzysząca jest stała bez względu na okoliczności i lata w jakich powstała. Jest prosta, przejrzysta i szczera do bólu. Oscyluje wokół stylu życia amerykańskiego południa. Ma za zadanie przysparzać rozrywek, a nie kreować ambitne przesłania artystyczne. Może właśnie dlatego przy całej dość siermiężnej prostocie nie trąci wcale fałszem i obłudą. Być może dlatego zawładnęła sercami odbiorców takiej muzyki.

Album najbardziej znany jest z kawałka La Grange  - dynamiczny i sugestywny numer, przywołujący osławiony Chicken Ranch. Przybytek uciech cielesnych lokowany w teksańskim miasteczku wspomnianym w tytule kompozycji.
Piosenki są przepełnione humorem,  w których przeważają męskie tematy: piwo, szybkie samochody, dziewczyny i nieodłączna sobotnia balanga przy akompaniamencie rytmicznej, najlepiej countrowej czy bluesowej muzyki. Są to bardzo dobre, stylowe kompozycje, którym zachrypnięty głos Gibbonsa, a czasem Hilla,  dodaje szlachetności i świeżości pomimo upływu lat od nagrania tego materiału.
Nieodłącznie z muzyką ZZ Top związane są trzy elementy: niesamowity pazur, świetne riffy połączone wybornymi  solówkami i magiczny, zawadiacki pierwiastek osadzony na stałe w estetyce grupy. Posłuchajcie świetnego wolniaka Jesus Just Left Chicago albo bujającego Have You Heard?, które stanowią esencję stylu wykonawcy obok wyżej opisanego La Grange.
Warto wspomnieć , że w ZZ Top, choć istnieje nieprzerwanie od ponad czterdziestu lat, nie zaszła ani jedna zmiana personalna. Cały czas grają w trójkę i używają prawie tych samych chwytów gitarowych. Z przymrużeniem oka wciąż powtarzają, że ich twórczość polega na przesuwaniu w różnych kierunkach znanych im, trzech  prostych akordów.
„Po prostu gramy to, co nam się podoba, i mamy nadzieję, że te dźwięki przypadną do gustu również innym ludziom. Ważnym elementem muzyki formacji było także to, że od początku była ona tworzona przez zaledwie trzy osoby” - kontynuuje Gibbons. – „Nasza twórczość to wypadkowa zaledwie trzech punktów widzenia”.
Bo w prostocie tkwi siła.
I jak tu nie cenić tych Trzech Nicponi?