„Każdy ma prawo być szczęśliwym na swoich własnych warunkach”
Frank Zappa
Frank Vincent Zappa. Człowiek zagadka!? Bezkompromisowy, pozbawiony hipokryzji artysta totalny. Jedyny w swoim rodzaju. Całkowicie nie do zastąpienia! Piszę tak, bo swoją twórczą postawą na taką opinię niezbicie zapracował. Co tu dużo gadać, Frank był, jest i będzie wielki! Muzyk, gitarzysta, a właściwie multiinstrumentalista, dla którego żadnych granic, czy jakiejkolwiek astenii nie było. Potwierdzeniem na to jest album nazwany jak jego ówczesny zespół – Hot Rats.
„Kompozytor to człowiek, który wmusza swą wolę w nic nie podejrzewające molekuły powietrza, często z pomocą też nic nie podejrzewających muzyków.”
F.Z.
Frank Zappa potomek włoskich emigrantów. Przez niektórych postrzegany jako odmieniec i ekscentryk, a przez innych uważany za fenomen i geniusz. Pozostawił po sobie wielki dorobek fonograficzny. Prawie 30 albumów wydanych za życia, w tym wiele z nich to płyty podwójne w wersji winylowej. Po śmierci światło dzienne ujrzało drugie tyle! Jego dyskografia jest wprost proporcjonalna do opinii krążących na temat jego dorobku. Tyle różnej muzyki, co odrębnych zdań w kwestii określającej tę niepowtarzalną dźwiękową spuściznę. Bo przecież łatwo zauważyć, wcale nierzadkie, zupełnie rozbieżne komentarze w odbiorze muzyki, która w wielu przypadkach tworzyła dźwiękowy konglomerat i pozorny mętlik stylistyczny. Tak wyraźnie nawiązujący do jazzu, fusion, rocka, a nawet muzyki współczesnej, tudzież eksperymentalnej. Czyli totalny awangardzista? Po części też, ale nie tylko!
„Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty”.
F.Z.
Napisać że ten album jest bardzo dobry to właściwe… nic nie powiedzieć! Jeśli pozwolicie, z resztą zgodnie z credo Zappy: „Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury”, nie będę się zbytnio rozwodzić na wyżej wspomniany temat, szczególnie jeśli próbujemy jednoznacznie opisać lub zdefiniować muzykę Zappy.
„Piszę taką muzykę jaką lubię. Jeśli podoba się innym ludziom, to w porządku, mogą iść do sklepu i kupić sobie płyty. A jeśli im się nie podoba, to zawsze mają Michaela Jacksona do posłuchania.”
F.Z.
Album składa się z sześciu… mówiąc delikatnie, urozmaiconych utworów, z czego prawie wszystkie są w pełni instrumentalne, a tylko jeden – Willie the Pimp, zawiera jak dla mnie „zabójczo stylowy” wokal Captaina Beefhearta (wł. Dona Van Vlieta).
Cała płyta to głównie świeżość, zaskakująca często sowizdrzalska energia i lekkość, szczególnie dla awangardowo-progresywnych rejonów, ale diametralnie różnych od patetycznych dokonań innych grup z nurtu progresywnego, takich jak np. King Crimson. Rockowe schematy, jazzowa inklinacja do improwizacji i pochodząca z muzyki poważnej struktura. Co tu dużo mówić… trzeba posłuchać!
„Większość ludzi nie poznałaby dobrej muzyki nawet gdyby podeszła ona do nich i ugryzła ich w dupę.”
F.Z.
Na koniec słowo o charakterystycznej okładce. Jej projekt graficzny opracował Cal Schenkel. Wykonana w podczerwieni fotografia na frontowej stronie okładki przedstawia wychylającą się z pustego basenu groupie (czyli zapaloną fanka wykonawcy) w mocnym makijażu. Ta dziewczyna, to Christine Frka, znana jako Miss Christine, aktywistka grupy GTOs (The Girls Together Outrageously).
„Najważniejszą rzeczą do zrobienia w twoim życiu jest nie przeszkadzać innym w ich życiu”
F.Z.
ps. Gdzieś, kiedyś znalazłem takie sformułowanie na temat tego rodzaju muzyki, które może zastąpić wszelkie rekomendacje: „Pozostaje nam już jedynie pozbierać szczękę z podłogi, wrócić do siebie, zejść na ziemię i nieco zwolnić…”. :)