sobota, 22 sierpnia 2020

THE ROLLING STONES – Sticky Fingers (Rolling Stones Records 1971)

Esencja rock and rolla. The Rolling Stones. Na pięciolecie bloga coś, co stanowi niejako dewizę całego tego przedsięwzięcia. Przyszła pora pokłonić się epokowemu dziełu „Toczących się Kamieni” albumowi Sticky Fingers. Genialne połączenie rocka i bluesa, ze szczyptą folku, a nawet muzyki popularnej z tamtych odległych lat. Nieprzypadkowo więc album, który jest fundamentalnym dziełem Brytyjczyków. Co nie często się zdarza, odniósł sukces zarówno artystyczny jaki i komercyjny. Zanurzony w klimacie pierwotnego rock nad rolla, brzmi wybornie, pulsuje energią i surową zadziornością. Wizerunkowo buntowniczy nonkonformizm trącący z lekką dekadencką manierą. 
Oczywiste wcielenie hasła: Sex, drugs and rock&roll. To takie nowe otwarcie na różnych płaszczyznach: emigracja zespołu do południowej Francji jako antidotum na opresyjny system podatkowy Wielkiej Brytanii. Pierwsza płyta wydana pod egidą własnej firmy fonograficznej Rolling Stones Records działającej pod patronatem innego giganta fonograficznego Atlantic Records. Nowe logo zaprojektowane przez Johna Pasche. Znamiennie wyraziste. Słynny wielki czerwony jęzor wywalony z wydatnych ust tego samego koloru! Trafny, obrazoburczy symbol, krzykliwego, odważnego, bezwstydnego, a może trochę wulgarnego oblicza grupy. Podobnie jak obwoluta albumu autorstwa jednego z liderów amerykańskiego Pop-artu Andy’ego Warhola. Fragment męskiej sylwetki (od pasa do połowy ud) odziana w jeansy ze skórzanym pasem. W starych wydaniach analogowych także wyposażona w rozporku w suwak błyskawiczny, po którego otwarciu można zobaczyć intensywną, perwersyjną czerwień wspomnianego wyżej stonesowskiego języka. Inspirowanego z pewnością atrybutem Micka Jaggera. 

No i tytuł płyty. Lepkie palce! To wszystko musiało pobudzać wyobraźnię. I stanowiło niejako kredo zespołu. Bezkompromisowe, zawadiackie, nieco frywolne. Ciekawe, że jedynie w Hiszpanii ukazała się inna wersja okładki. Niby mniej wyzywająca???!!! Przedstawiająca otwartą puszkę cukrowego syropu (melasy), a z niej wystające, ociekające lepką miksturą damskie palce. Doprawdy, osobliwe poczucie cenzury dyktatury generała Franco?! Nieco inną wersją okrojonego wydania „popisali się” Rosjanie około 30 lat temu. Zamiast męskich spodni… dali damskie, bez wiadomych oznak odróżniających płeć męską... A przysłowiowym kwiatkiem do kożucha stała się klamra paska radzieckiego sołdata z gwiazdą oraz sierpem i młotem???!!! 


Muzyka. W tym względzie Stonesi w składzie: Mick Jagger, Keith Richards, Mick Taylor, Bill Wyman, Charlie Watts wchodzą na wysokie obroty. Narzucają sobie wysoki poziom wykonawczy. Ze swadą wprowadzają dodatkowe, z pozoru mało rockowe instrumentarium: np. smyczkowe orkiestry Paula Buckmastera, ale też nawiązujące do innych zapożyczeń brzmieniowych, takich jak różne instrumenty perkusyjne Jimmiego Millera, czy konga Rocky’ego Dijona. Dalej jest całkiem tradycyjny saksofon Bobby’ego Keysa i instrumenty klawiszowe Nicky’ego Hopkinsa, Iana Stewarta i Billego Prestona, Jima Dickinsona oraz Jacka Nitzsche. Niebagatelne znaczenie w mariażu instrumentalnym zajmuje Jim Price na trąbce i waltorni, a także gitarzysta Ry Cooder. 

Chyba nie będę odosobniony w opiniach, ale na płycie swoje wyraźne piętno odcisnął ówczesny gitarzysta zespołu Mick Taylor. Powiem więcej. Konstelacja zespołu z tym gitarzystą to dla mnie najlepsza wersja Stonesów! Feeling i warsztat gitarzysty niepowtarzalny. Ciekawe, że rozstał się z zespołem kilka lat później z własnej inicjatywy, z pewnością ze względu na zbyt hulaszcze i forsowne rock&rollowe życie reszty kompanów z zespołu, ale też chyba za brak właściwego docenienia ze strony The Glimmer Twins (duetu liderów Jagger-Richards). 

Brown Sugar
Jestem mistrzem riffu. Jedyny, który mi umknął i jest zasługą Micka Jaggera, to ten z Brown Sugar. Chylę czoła. 
Nigdy w życiu nie bałem się bardziej o swoje życie niż w otoczeniu nastolatek, które – jeśli wpadłem w ich tłum – dusiły mnie i rozrywały na kawałki. Już raczej wolałbym być w okopach i walczyć z wrogiem niż znowu stawić czoło tej morderczej fali pożądania. 
K. Richards


„Brązowy cukiereczku
Jak to jest że smakujesz tak dobrze
Brązowy cukiereczku
Właśnie tak jak powinna smakować młoda dziewczyna…”


I co…? Lepkie skojarzenia… musiały wzbudzić oburzenie wśród niektórych. Zarzucono antyfeminizm, rasizm, a nawet seksizm. Tekst kompozycji podejmuje wiele lubieżnych tematów i jest nacechowany liryczną dwuznacznością. Impulsem do narodzin utworu była znajoma wokalisty Marsha Hunt. Ale co tam! Właśnie o to chodziło. W myśl zasady: „Nie ważne jak mówią, czy dobrze, czy źle. Ważne, że w ogóle jest głośno!!!” Poskutkowało natychmiast. Abstrahując od całego zamieszania, które wywołał, sam w sobie jest genialny! Utwór stał się klasykiem. Ten wyrazisty riff i skoczny rytm. Bezbłędne dialogi gitar. „Powalające” saksofonowe solo. Bluesrockowy majstersztyk! 



Sway
To właśnie jedna ze wspaniałych rzeczy w pisaniu piosenek – nie jest to doświadczenie intelektualne. Czasem trzeba użyć mózgu, ale ogólnie chodzi o uchwycenie chwili. 
K. Richards 

Napisany przez Jaggera i Richardsa „kołysak” to utrzymany w leniwym tempie bluesrockowy kawałek z wysmakowanym solem gitarowym Taylora. Nagrany w ówczesnym miejscu zamieszkania Jaggera w Stargroves (znany również jako Stargrove House). Szesnastowiecznym dworku położonym w posiadłość w East Woodhay w angielskim hrabstwie Hampshire. Choć jak twierdzi Mick Taylor, jemu było obiecane zaopatrzyć w słowa ten utwór. Podobno ten fakt był jednym z czynników odejścia kilka lat później tego gitarzysty z szeregów Stonesów. 

Wild Horses 
Czasem myślę, że pisanie piosenek jest jak chwytanie za serce tak mocno, jak tylko się da, bez spowodowania zawału. 
„Dzikie Konie” same się napisały... Miało to sporo wspólnego ze strojeniem gitary. Trafiłem na akordy, zwłaszcza że grałem na instrumencie 12-strunowym, które dały piosence styl i brzmienie. 
K. Richards 

Adresatką tego utworu przepełnionego mentalnymi rozterkami, stała się ówczesna partnerka wokalisty Anita Pallenberg. Mick Jagger w sugestywny sposób nawiązał do relacji ze wspomnianą dziewczyną oraz niepokoju i dramatu rozstania. 

„Mam swoją wolność, lecz czasu mi brak. 
Wiara stracona, popłyną łzy. 

Może po śmierci przyjdzie nam żyć…”
Tłumaczenie: Tomasz Beksiński 


Can’t You Hear Me Knocking
Jest jednym z moich ulubionych. Jam na końcu wydarzył się przez przypadek. To nigdy nie było planowane. Pod koniec utworu po prostu miałem ochotę grać dalej. Wszyscy odkładali instrumenty, ale taśma wciąż się toczyła i brzmiało to dobrze, więc wszyscy szybko podnieśli instrumenty i graliśmy dalej. To się po prostu stało i było unikalne… 
M. Taylor 

Zdecydowanie rozszerza dotychczasową stylistkę Rolling Stonesów. Chociaż już podobne „wycieczki” słychać we wcześniejszym, kultowym Sympathy for the Devil. Ten energetyczny transowiec wprost przenosi w inne, niezbadane muzyczne obszary, coś na styl latynoskiej santanowskiej samby w warstwie instrumentalnej i rytmicznej. Pełny odlot. Co ma swoje odzwierciedlenie w tekście utworu. Dość oczywiste odniesienia do używek, do których ówczesna bohema muzyczna miała słabość… i to nie było piwo bezalkoholowe, bądź papierosy mentolowe 😉 

You Gotta Move

Nawet teraz, gdy otwieram futerał ze starą drewnianą gitarą, mam ochotę do niego wskoczyć i zamknąć wieko.
K. Richards


You Gotta Move to świetny klasyk Freda McDowella, który Stonesi z powodzeniem wzięli na warsztat podczas tej sesji. W ich przekonującej wersji brzmi bardzo korzennie, jak autentyczny czarny blues z delty Missisipi. Fender Telecaster z 1954 roku idealnie posłużył technice slide zaprezentowanej w tym bluesie obok legendarnych dźwięków wygenerowanych z dobro, czyli rezofonicznej gitary National.


Bitch
Łzy wylane przez kobiety Micka zrujnowały sporo moich koszul.
K. Richards


Dziwka wyróżnia się także mocnym akcentem sekcji dętej, przerywającej gitarowy riff nieocenionego Ketha Richardsa, który uporządkował dźwiękowy koncept kolegów z zespołu. Wychodząc z kuchni studia nagraniowego zaintonował na gitarę Dana Armstronga z pleksiglasu, wiodący riff, podkręcił piosenkę w odpowiednim tempie i po prostu nadał jej wyczuwalny klimat. Natychmiast muzyczny chaos zmienił się w autentycznie spójny bujający kawałek. Bojkotowany w przeszłości przez większość stacji radiowych. Podobnie jak pierwszy utwór bezceremonialnie manifestuje zmysłowo-cielesne doznania… ;-) Był także uzupełnieniem na stronie B singla Brown Sugar, który idealnie promował album. 

"Yeah when you call my name
I salivate like a Pavlov dog
Yeah when you lay me out
My heart is beating louder than a big bass drum, alright…"



I Got The Blues
Wszystko ma swoje źródło w bluesie. Nawet jazz. Blues to muzyka szczera i prawdziwa, pełna głębokiego smutku i cierpienia.
K. Richards


"Gdy stoję przy Twoim płomieniu
Znowu się palę
Czuję się przybity i zdołowany, tak
Kiedy siedzę przy ognisku
twojego ciepłego pragnienia
mam dla ciebie bluesa.." 


Ten utwór jest uczciwym powrotem do źródeł bluesa, z którego Stonesi powstali. Powiem więcej. Słychać tutaj wyraźne wpływy soulowe, idealnie korespondujące z przywołanym wyżej gatunkiem amerykańskiej muzyki. Utwór swobodnie eksponuje nader swobodne gitarowe brzmienia. 



Sister morphine
Nigdy nie miałem problemów z narkotykami. Miałem problemy z policją.
K. Richards


No i mamy też próbę zmierzenia się z trudnym tematem uzależnienia. Mroczne widmo narkotykowego nałogu jest nie tyle co przestrogą, ale dość ambiwalentnym rozliczeniem się z ciemną stroną egzystencji gwiazdy rocka. Podobno inspiracją, a może też współautorem, była przyjaciółka zespołu. Skądinąd dobrze znana Marianne Faithfull. Zresztą w wielu utworach z tej płyty mnoży się od aluzji do tego rodzaju używek. 

Dead Flower
„Możesz przesłać mi zwiędłe kwiaty na mój ślub.
A ja nie zapomnę złożyć róż na twoim grobie.”


Przewrotnie ironiczne i ponure Zwiędłe Kwiaty są z kolei ukłonem w kierunku jednej z inspiracji muzycznych, jakim mimochodem stał się styl country. O dziwo w ich wersji brzmiący bardzo naturalnie i świetnie wzbogacający wachlarz muzycznych zainteresowań formacji z akcentem jak zwykle na prostolinijnego Keitha Richardsa. 

Dragi pomogły mi uporać się z syndromem oblężonej twierdzy. Stały się murem, który oddzielał mnie od codzienności, ponieważ zamiast sobie z nią radzić, odcinałem się od niej i koncentrowałem na tym, co chciałem robić. Czułem się całkowicie odizolowany od zwykłych spraw. Bez hery w pewnych przypadkach nie wszedłbyś do pokoju w danym momencie, aby uporać się z jakąś sprawą. Po niej mogłeś wejść do środka, olać wszystko i być zadowolonym. A potem jeszcze wrócić, złapać gitarę i skończyć to, co zacząłeś. 
K. Richards



Moonlight Mile
Jak już się ma pomysł, to reszta przyjdzie sama. To jakby umieścić w ziemi nasiono, które potem podlewasz. Nagle coś zaczyna wyrastać i zdaje ci się, że mówi: spójrz na mnie! 
K. Richards

Tu z kolei mamy do czynienia z flirtem z klimatami dalekowschodnimi – nuty orientalne zdradzają fascynację tego rodzaju dźwiękami. Co wypada dosyć ciekawie w kontekście całego wachlarza dźwiękowego albumu. Ponownie za tak intrygującym pomysłem stał niezwykle wtedy twórczy były gitarzysta zespołu Johna Mayalla, Mick Taylor. 


Ps. Wśród płyt które odziedziczyłem po ojcu jest składanka Latest Greatest z dwoma kawałkami z omawianego krążka wydanego przez polski Tonpress. To właśnie z niej uczyłem się tej zacnej muzyki! 

Cytaty Keitha Richardsa pochodzą z jego autobiografii „Life”.