Mało grane, mało znane


Mało grane, mało znane, 
czyli muzyczne unikalne rarytasy

Bez względu na porę roku bardzo chętnie i często poszukuję ciekawych płyt. Takie wertowanie to jedna z najlepszych form poznawania nowych dźwięków. Problemem nie jest ilość muzyki zawartej na różnych nośnikach, ale jej jakość. Na pewno niejednokrotnie trafiliście na dzieło, które nie przypadło wam do gustu. Dlatego czasami z różnych przyczyn wolimy ponownie wsłuchać się w ulubioną muzykę, niż eksplorować nieznane i może po raz kolejny przeżyć rozczarowanie tracąc czas. Właśnie temu chcę wyjść naprzeciw, rekomendując coś, co powinno zadowolić każdego kto lubi stare granie. Propozycje, które znajdziecie poniżej, raczej nie powinny Was zawieść. To albumy mało znane, ale z pewnością godne polecenia. Myślę, że dobra płyta sprawia, że wracasz do zawartej na niej muzyki jeszcze długo po pierwszym wysłuchaniu. Prowokuje do przemyśleń i jest źródłem wielu refleksji. Takie wydawnictwa dodają energii. Wybrzmiewają bardzo długo w głowie. Dają przysłowiowego kopa, zmieniają myślenie na „tak”.
Niestety wiele genialnych płyt jest szerzej nieznanych, chociaż zasługują na szczególną uwagę. Zdaję sobie sprawę, że możemy mieć różne definicje określenia „mało znane”. Dla jednych, patrz koneserów, to coś, co może być dobrze znane  i ograne, dla innych mniej wprawnych, pozostaje enigmatyczne  i zaskakujące.
Nowo tworzona lista (która będzie sukcesywnie rozwijana) może wydać się mocno subiektywna i z pewnością niekompletna. Moim celem będzie wskazanie tych albumów, które na trwale zapadły w mojej pamięci.

TRAPEZE – Medusa (Threshold 1970)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz