poniedziałek, 18 stycznia 2016

UFO - Ufo II Flying (Beacon 1971)


„...zabierz mnie dziś
wszystko co chcę zrobić, to odlecieć...”
                            Star Storm


Czyżby jesteśmy osamotnieni we Wszechświecie?

Czym jest UFO? Definicja niezidentyfikowanego obiektu latającego, nazywanego u nas także skrótem NOL, jest bardzo obszerna. Krótko mówiąc odnosi się do ewidentnego wydarzenia: świadkowie dostrzegali coś nieznanego z taką częstotliwością , że zdecydowali się to nazwać i opisać. Fenomen UFO łączy się również z przypadkami Bliskich Spotkań Trzeciego Stopnia, w czasie których świadek takiego kontaktu nawiązuje relacje z obcym bytem. Wiele osób staje przed dylematem, w jaki sposób komunikowali się nieznani przybysze z takim człowiekiem? Odpowiedź wydaje się zwyczajna: była to relacja pozazmysłowa. Od pierwszego wejrzenia. Na zawsze.

Podobnie ma się rzecz w przypadku obcowania z muzyką „latającego talerza”.



Na Wyspach Brytyjskich pierwsze dwa longi kwartetu przeszły prawie nie zauważone, można rzec, jak „niezidentyfikowany obiekt latający” kursujący piorunem w pogoni za uznaniem od jednego klubu muzycznego do drugiego. Na szczęście poznali się na nich melomani z kraju kwitnącej wiśni i nasi sąsiedzi z zachodnich „landów”. I wtedy w 1972 r., gdy wydawało się, że zespół stoi na progu międzynarodowego sukcesu, nieoczekiwanie opuścił go wiodący prym gitarzysta Mick Bolton. Jego enigmatyczne zniknięcie do dzisiaj budzi wiele kontrowersji oraz szereg niejasnych odpowiedzi. Co z resztą nieźle wpisuje się w intrygującą tematykę niewyjaśnionych zjawisk. Ten ruch spowodował konieczność zmiany idei muzycznej. Po prostu nie było nikogo, kto równie skutecznie potrafiłby zastąpić Boltona. Kolejny gitarzysta to po prostu zupełnie inna bajka… 

W przypadku drugiej płyty (Ufo II Flying), odpowiedzialny za efekt końcowy był zdecydowanie wspomniany gitarzysta zespołu. Bolton, skądinąd instrumentalista o nienagannej technice, który dzięki wrodzonemu wyczuciu i kreatywności tworzył bez mała spektakularne dźwiękowe klejnoty. Album jest tak naprawdę misternym, fascynującymi i transowym solo na gitarze. Doprawdy generuje kosmiczne nuty, równocześnie zachowując klimat bluesa. Mick Bolton z resztą kapeli rwie się, aby wreszcie wyskoczyć w nieznaną audialną przestrzeń. Niejako zaprasza słuchacza w bezkresną, nieznaną podróż do innych odległych i nieodgadnionych światów! 

Centrum lotów kosmicznych. Przemieszczamy się do kokpitu „Srebrnego Ptaka” („Silver Bird”). Z wolna, rozpędzamy się, aby następnie nabrać prędkości i zuchwale wyrwać naprzód z całą gitarową mocą. Wystrzeleni niczym z procy, przebijamy warstwy ziemskiej atmosfery. Zanurzamy się w bezkresne czeluści kosmosu. Gwiezdna burza („Star Storm”) wprowadza nas w pozytywne turbulencje. Kosmiczny wir zasysa nas bez reszty. Oczekujemy majestatycznego Księcia Kajuku („Prince Kajuku”), który roztacza nad nami niewidzialny, błogi dźwiękowy całun. Cierpliwość zostaje nagrodzona. Jego wysokość zaszczyca swoim obliczem! („The Coming Of Prince Kajuku”). Za moment zabierze nas w wieczną podróż do kresu Wszechświata. Szybujemy. Lewitujemy. Po prostu unosimy się poza czasoprzestrzeń dzięki transowemu graniu („Flying”). To wszystko magnetyzuje. Uwalnia nas choćby na chwilę od doczesności. Gna ku spotkaniu czegoś nieznanego. Na koniec wyrwani z letargu międzygalaktycznej podróży łagodnie lądujemy. I tylko pozostaje żal i niedosyt, że to już kres zniewalającej dźwiękowej baśni. 
 
W tym wydarzeniu asystuje nam jedynie gitara, bas, perkusja i wokal, a tyle rewelacyjnych muzycznych koncepcji! Doskonałe zgranie się muzyków, zwieńczone wymyślnymi dialogami gitary solowej (Mick Bolton) i basowej (Pete Way), stosownymi perkusyjnymi wstawkami Andy Parkera. Wszystko podparte sugestywnym wokalem nieśmiertelnego Phila Mooga - to bez wątpienia dominująca zaleta tego dzieła.

UFO 2 – Flying (płyta pierwotnie została wydana z podtytułem „Space Rock”, a kolejne edycje zaopatrzono w podtytuł „One Hour Space Rock” ) zdecydowanie rekomenduję wszystkim wyznawcom starej rockowej nuty. Wobec tych dźwięków chyba nikt nie pozostanie obojętnym!

Ps. Jak wieść gminna niesie nazwa kapeli miała swój początek od ulubionego przez muzyków londyńskiego klubu „Ufo”. A sam Bolton podobno mieszka sobie jak zwykły śmiertelnik gdzieś na angielskiej prowincji…