piątek, 10 lipca 2015

HUMBLE PIE - Smokin' (A&M 1972)


Na pierwszy ogień nic z kanonu muzyki w rodzaju pierwszoplanowych tuzów - Stonesów, Led Zeppelin czy Claptona, ale równie wspaniały rasowy – Humble Pie.
Zdziwko? Mam nadzieje, że nie, bo to kawał dobrego starego grania, niestety niedocenionego. Czy ktoś pamięta Steve’a Marriotta?
Naprawdę warto zaznajomić się z twórczością tego pana. Znakomity muzyk –żywiołowy i szczery do bólu artysta, utalentowany gitarzysta. Rewelacyjny, charyzmatyczny wokalista to podstawa tej skądinąd super grupy Humble Pie. Smokin’ to w dorobku zespołu najbardziej dojrzały i jednocześnie przekonywujący studyjny album grupy. Ukazuje zespół w okresie apogeum twórczym. Co ważne, daje się odczuć szczery entuzjazm w relacjach między muzykami podczas pracy nad materiałem (fajne te naturalne śmiechy między utworami). Mamy tu wszystko: od kipiącego energią „30 Days in the Hole”, powalające riffy w „The Fixer” aż po rewelacyjny kawałek w postaci „I Wonder”, który należy postawić w jednym szeregu z takimi dokonaniami Led Zeppelin jak epicki „Since I've Been Loving You”.
Ktoś powie, że ale to już było, może i tak, ale z takim uczuciem, mocą i zaangażowaniem robiło to niewielu muzyków. Dość wspomnieć, że sam lider kapeli zasłabł (nie tyko przez wszechobecne w tamtej epoce używki) w czasie sesji z wyczerpania, gdyż bez reszty zaangażował się w budowę tego dzieła.
Twórczość grupy dwie dekady później inspirowała w sposób dobitny takich artystów jak The Black Crowes. Ktoś może powiedzieć, że Stonesi i The Faces z Rodem Stewartem podobni, bardziej pożądani, brzmieniowo przystępni, a może lepiej lansowani i poprzez to bardziej znani szerokiej publiczności. Muzycy - Steve Marriott, Clem Clempson dający swoją grą na gitarze niezłego kopa tej płycie, Greg Ridley, Jerry Shirley oraz gościnnie, ojciec brytyjskiego bluesa Alexis Korner i Stephen Stills, a także dziewczyny w chórkach plus wspaniale dobrane kompozycje, składają się na to bezkompromisowe dzieło. Dzieło jak dla mnie najlepsze w dorobku zespołu. I co warte zaznaczenia całkowicie samodzielnie wyprodukowane przez Marriotta. Dające grupie szczególną popularność w Stanach Zjednoczonych.

Dość gadania. Niech zabrzmi muzyka! Miłego słuchania!

Panie i panowie Humble Pie.

Wow! This band is really smokin'!







Wstępniak

To tylko stare granie, lecz ja to lubię – parafrazując tytuł longplaya, przeboju i jednocześnie deklaracji Rolling Stonesów „It’s only rock & roll , but I like it” witam na moim blogu.
Nadejszła wiekopomna chwila” jak głosił klasyk i postanowiłem podzielić się z użytkownikami wirtualnej  przestrzeni, własnym, ulubionym obszarem muzycznym. Chcę przedstawić osobiste, subiektywne, a jakże, rekomendowane stare dźwięki. 
Przefiltrowane przez moje własne skojarzenia, wspomnienia i doświadczenia. Stąd moje dygresje, wtrącenia czy nawiązania. Generalnie skupię się na brzmieniach sprzed kilku dekad, które według mnie są tym „co tygrysy lubią najbardziej” ha ha!

Zdaję sobie sprawę, że pisanie o muzyce to jak opowiadanie niewidomemu o kolorach, a odczuwanie muzyki to całkiem osobista sprawa. Tym niemniej warto przedstawić ten fascynujący kalejdoskop dźwiękowych doznań starej muzy. Zastrzegam równocześnie, że nie jestem alfą i omegą, czy chodzącą encyklopedią i jak każdy śmiertelnik mam prawo się mylić. Nie należy się spodziewać tutaj fachowych recenzji - to z wielu powodów zostawiam ekspertom. W związku z tym będę wdzięczny za każdą merytoryczną uwagę.
 „Blues to korzenie reszta muzyki to owoce…” jak mawiał nieodżałowany klasyk bluesa Willie Dixon. Z tą tezą całkowicie się zgadzam i ta sentencja przyświecać mi będzie podczas aktywności na tym blogu.
Tematyka podejmowanych wątków oscylować będzie głównie wokół bluesa, jazzu, folku, rocka, ale takie ograniczanie byłoby niewybaczalnym błędem i bezcelowo doprowadziłoby  do uproszczenia, spłycenia, wyjałowienia całej palety około-bluesowych  odcieni muzyki. A przecież istota tej muzyki jest niezmienna – poruszać słuchacza i dostarczać wzruszeń odbiorcy. Dlatego mam nadzieję że proponowana przeze mnie muzyczna podróż ukaże wiele odcieni tego gatunku.  Moja ciekawość światem brzmień nie dotyczy wyłącznie czystego, klasycznego bluesa, gdyż cenię w tej materii różnorodność i urozmaicenie, stąd odskocznie. Zaś za trendami i nowościami muzycznej „pop-papki”  na pewno nie podążę, bo jak mawiał legendarny Miles Davis  „Zarówno w życiu, jak i muzyce chodzi przede wszystkim o styl".
Styl jako wyznacznik sztuki i na tym chce poprzestać. Amen.


"Moja muzyka jest niemodna, więc nigdy z mody nie wyjdzie" tymi słowami Marka Knopflera, które niejako mogą stanowić kredo mojego pisania zapraszam wszystkich do wpadania na mój blog.