poniedziałek, 14 marca 2016

NIEMEN – Niemen (Muza 1971)

Cofam taśmę pamięci dobre trzy dyszki wstecz. Technikum. Lekcja języka polskiego. Przerabialiśmy epokę romantyzmu. Dzieła naszych rodzimych mistrzów pióra. Mickiewicz, Słowacki, a na koniec Norwid. Wybór padł na Bema Pamięci Żałobny Rapsod. Nasza nauczycielka ku uciesze i zażenowaniu niektórych, odpaliła stary gramofon, bodajże „Bambino” i zaprezentowała z winylowej płyty twórczość naszego wieszcza w interpretacji Czesława Niemena. Niestety, to był początek końca tej zgoła ambitnej inicjatywy naszej belferki. W dodatku poziom wydobywanych dźwięków z tego ustrojstwa był co najmniej podłej jakości, przez co cała koncepcja musiała niechybnie spalić na panewce. Chciałbym przypomnieć, że czasy połowy lat osiemdziesiątych nie za bardzo sprzyjały prezentacji tego rodzaju muzyki odbiorcom plastikowej (tandetnej) muzycznej papki w rodzaju Modern Talking, Sandry czy innej C.C. Catch. Większość kolegów zamiast docenić zamiar pani polonistki rozmiłowanej w twórczości obu panów (Norwida i Niemena), co jakiś czas kwitowała całą prezentację ironicznymi docinkami i szyderczym podśmiewaniem. Ale co tu się dziwić - przecież wszyscy byliśmy w tzw. cielęcym wieku. W myśl zasady, że starsi fani to uwielbiają, młodsi się przy tym ziewają.
Ale mnie jakoś było blisko do tej zjawiskowej muzyki, z którą zdążyłem się zaznajomić dzięki ojcu, który posiadał tę sama płytę w swoich zbiorach. Pamiętam jak dziś te dzwony, przepastne chóry i przejmujące słowa „Czemu cieniu odjeżdżasz…”. Aż dreszcze przeszywają! 

Co do samego longplaya (pierwsze wydanie z 1969 r.), który posiadam do dzisiaj, to trzeba otwarcie powiedzieć, że obecnie niestety nie wydaje się tak dobrze wytłoczonych analogów. Gruby solidny winyl, a nie jakiś tam nowiuśki 120 gramowy cienkusz. W tym starym analogu zawarta jest wspaniała jakość stereofonicznego pełnego dźwięku, a trzaski świadczące o upływie czasu, dodają szlachetnej patyny temu dziełu. Warto zwrócić również uwagę na stronę edytorską wydawnictwa sprzed 46 lat. Rewelacyjna obwoluta z wizerunkiem Niemena, zasiadającego za organami w towarzystwie świec, zachęca do wtajemniczenia w twórczość zwykle wymykającego się wszelkim standardom klasyka naszej sceny rockowej. Obdarzonego potężnym, wyrazistym, jasnym jak dzwon głosiskiem. Przynoszący pokaźną dawkę zaangażowania emocjonalnego w swoich ramach twórczych, będących jakby manifestem artystycznym awangardowego Niemena. Właściwie uosabiającego wszystko, co najciekawsze w rodzimej muzyce rockowej minionej epoki. Zawsze niepokorny artysta, ciągle poszukujący. Stający w kontrze do zastałej rzeczywistości muzycznej epoki PRL-u (oczywiście poza niektórymi przypadkami). Mimo upływu lat, bez mała, ponadczasowej.


Po epoce big beatowej wkroczył na ścieżkę bardziej ambitną, frapującą i niebanalną. Zabrał się za wyzwania większego formatu, osadzone w twórczości klasyków polskiej poezji. Cypriana Kamila Norwida pozornie trudnego, wymagającego, ale bezapelacyjnie pobudzającego wyobraźnię.

Niezmiernie trudno wskazać wyższość albumu Enigmatic nad kolejnym tzw. czerwonym albumem, ochrzczonym tak przez publiczność ze względu na dominujący kolor okładki, któremu poświęcę większość zamieszczonych rozważań. Bo czy jest jakiś wymierny sens nad wartościowaniem obu tak doskonałych płyt?

Niemen na przełomie lat 60-tych i 70-tych zainicjował swą wielką podróż w krainę ostrego, bardziej wysmakowanego grania. Wcześniejsze krótsze przeboje zostały zastąpione przez duże formy, wszechobecne brzmienie Hammonda i jazzowe improwizacje członków zespołu. Cała nowa koncepcja eksplodowała na fantastycznym albumie Enigmatic, później swe poszukiwania muzyczne Czesław Niemen kontynuował na niemniej dobrym krążku pt. Niemen. Będącym stylistyczną kontynuacją odkrywania nowych muzycznych obszarów. Właśnie na nim są numery, które rozwalają od pierwszego słuchania. Opanowane od strony literackiej duchem samego mistrza Norwida. Wystarczy wsłuchać się w bajeczny, podniosły i przejmujący Człowiek Jam Niewdzięczny (ach ten tekst!), aby zrozumieć wizję autora, którego jedynie czarna sylwetka głowy na czerwonym tle ozdabia genialną w swojej prostocie okładkę albumu (odważnie pozbawionego napisu identyfikującego to dzieło). Utworu z długą częścią instrumentalną, gdzie mają okazję wykazać się wszyscy muzycy zespołu, a rzecz uwodzi klimatem nawiązującym do najlepszych dokonań gigantów ówczesnej światowej sceny rockowej tj. Deep Purple, Iron Butterfly, Vanilla Fudge czy Santana. Po prostu solidne i dojrzałe granie, oparte na konkretnej podstawie sekcji rytmicznej i mocnych gitarowych riffach. Wszystko wzbogacone ekspresją soulową będącą echem fascynacji Otisem Reddingiem i Joe Cockerem.

Dzień za dniem
Jak wartki potok czas
Zacieśnia krąg
Istnienia mego
Dzień za dniem
Ucieka dalej
Dalej
Dalej
Mych złudnych pragnień
Splot upada

A wokoło
Wszechświat
Bezgraniczny, niepojęty
Nieskończony ogród żyzny
Myśli wiecznej A r c y d z i e ł o !
Uszanować chciałbym niebo
Ziemi czoło skłonić
Ale człowiek jam niewdzięczny
Że niedoskonały...

Nonsensami
Karmią się nawzajem
Spraw komicznych
Omotani siecią
Wstyd mi za tych
Co nie mając wstydu
Zapomnieli
Że u kresu
Groby nas zrównają

Podobny nastrój króluje na kolejnych kompozycjach, z reguły energetycznych, ale i kombinacyjnych. Ta zawartość wciąga i intryguje także delikatnymi, jazzującymi zagrywkami. Z żeńskimi głosami - uroczo dodającymi kolorytu całości. Czasami masywne riffy i drapieżny wokal nie pozostawiają wątpliwości co do brzmień preferowanych przez grupę Niemena. Zafascynowaną pełnym improwizacji i swobody progresywnym hard rockiem.



Ten drugi w kolejności longplay formacji Niemen Enigmatic, nagrany na przełomie 1970 i 1971 roku ukazał się w wczesną wiosna 1971 roku. Za efekt finalny odpowiedzialni byli: rewelacyjny Jacek Mikuła na organach Hammonda, oszczędny w swojej grze Tomasz Jaśkiewicz na gitarze, pięknie śmigający na basie Zieliński, doskonale bębniący Czesław „Mały" Bartkowski na perkusji. Muzykom towarzyszyło trio wokalne w składzie: Krystyna Prońko - z cudownym wiodącym głosem , Zofia Borca i Elżbieta Linkowska. Przy nagraniu drugiego krążka, w styczniu 1971 roku, w składzie zespołu nastąpiły niewielkie korekty: dotychczasowy chórek zastąpiła grupa Partita, a za bębnami zasiadł Janusz Stefański. Gościnnie wystąpił również skądinąd znany i szanowny w środowisku jazzowym Zbigniew Namysłowski .

Ale na szczególną uwagę zasługują dwaj niezwykle biegli instrumentaliści odciskający swoje piętno na tym albumie. Obsługujący organy Hammonda Mikuła i grający z polotem na basie Zieliński, to, obok lidera główne postacie wpływające na ostateczny kształt albumu. Mikule nagrania te zawdzięczają niezapomniane ciężkie organowe brzmienie, z kolei Zieliński dodał wszechobecny pulsujący bas.