poniedziałek, 4 stycznia 2016

PINK FLOYD - The Dark Side of the Moon (Harvest/Capitol 1973)


Jaką płytę można byłoby wysłać w bezkresny kosmos jako wizytówkę ludzkości? Nawet po pobieżnym zastanowieniu, to dzieło anglików wydaje się być bezapelacyjnym wyborem. Z jednej strony, genialna muzyka ukazująca poprzez kreowanie totalnych brzmień prawie wszystkie style szeroko pojętej muzyki popularnej, natomiast z drugiej strony, niebanalny element literacki proponowany odbiorcom.
Mógłbym ten album opisać jednym dobitnym, patetycznym słowem. Doskonałość. W sumie to najlepsze rozwiązanie, gdyż przelewanie na papier jakichkolwiek opinii czy ocen mija się z celem. Te dźwięki są genialne, więc każda próba - także i ta – opisania ich słowami, jest przysłowiowym „mission impossible”.
Album-symbol ponadczasowości. Płyta zapadająca w pamięci na wieczność i ograna do bólu. Prześwietlona przez tabuny zainteresowanych adresatów. Rozłożona na czynniki pierwsze w przelicznych opracowaniach muzykologów, zwykłych zjadaczy chleba czy opiniotwórczych ekspertów.
Zbiór nagrań wolnych od niefrasobliwości zmusza do zastanowienia. W jaki sposób poradzić sobie z nieubłaganym przemijaniem , który bezlitośnie przybliża nas do kresu życia? Jak nie zbłądzić w gonitwie za iluzorycznym szczęściem, materialnymi dobrami, które w ostatecznym bilansie okazują się nic nie warte?



„Czas”

Tykanie zegara wypełnia chwile szarego dnia
Marnujesz i trwonisz godziny, które otrzymałeś
Okopujesz się na kawałku ziemi w rodzinnym miasteczku
Czekając na coś lub na kogoś, kto pokaże ci drogę

Masz dość leżenia w promieniach słońca
Zostajesz w domu, by oglądać deszcz
Jesteś młody, a życie jest długie
I masz trochę czasu do zabicia
Pewnego dnia odkryjesz, że minęło dziesięć lat
Nikt nie powiedział ci, kiedy biec, przegapiłeś sygnał na start

Więc biegniesz i biegniesz, by zrównać się ze słońcem
Lecz ono zachodzi
Pędzi wokoło, by znów ukazać się za tobą
Właściwie jest takie samo, ale ty jesteś starszy
Masz krótszy oddech i z każdym dniem zbliżasz się do śmierci

Każdy rok staje się krótszy, na nic nie znajdujesz czasu
Plany też się nie spełniają
Lub kończą się skrawkiem zabazgranej kartki
Pozostajesz w cichej rozpaczy — po angielsku
Czas już minął, piosenka się skończyła
Myślałem, że mam więcej do powiedzenia


Wymowę całego dzieła uzupełnia i podkreśla wyjątkowe bogactwo efektów, przeplatających się eksperymentów dźwiękowych, które szczerze frapują i potrafią sprawiać niewątpliwą przyjemność. Ktoś się śmieje. Przesypywane monety pobrzękują w fiskalnej kasie. Tykanie i dzwonienie zegarów. Odgłosy kroków. Bicie serca. Przepełniony emocjami krzyk rozdziera dzieło..., które rozbrzmiewa w całej okazałości... Niesie ze sobą wszystko – euforię, smutek, ekstazę i żal. Żadnego zbytecznego detalu. W połączeniu ze wspaniałymi wokalami, porusza do głębi.



W bez mała w całych dziejach rocka nie spotkamy tak wypieszczonej kompozycji jak utwór „Ciemna strona Księżyca”. Muzycy poszerzając granice artystycznej koncepcji zdołali wykorzystać w nim różne środki wyrazu ocierające się o klasykę, gdzie dzięki Richardowi Wrightowi w partiach instrumentów klawiszowych nawiązano do jazzu (gdzieniegdzie pozbawionym tonalności przez co zbliżonym do muzyki awangardowej). Tym samym Floydzi dokonali iście karkołomnego wyczynu.

Dowiedli, że pozornie ambitna i trudna w odbiorze muzyka może być przystępna dla szerokiego grona odbiorców. Oprócz genialnej, nowatorskiej i urozmaiconej muzyki dodali ponadczasowe, bliskie każdemu człowiekowi, aczkolwiek mało optymistyczne, empatyczne teksty, demaskujące ciemne oblicze ludzkiej doczesności. Jawiące się jako zbiór wynurzeń sfrustrowanego i rozgoryczonego życiem człowieka trwoniącego czas, goniącego za pieniądzem, wyalienowanego. Ilustrują daremność wszelkich prób nadania życiu głębszej treści. Za suwerenne tło literackie odpowiada Roger Waters, natomiast David Gilmour dysponujący rozpoznawalnym stylem artykulacji, nienagannie olśniewa elegancką gitarową frazą. Niczym wytrawny smakosz nut, urzeka przepięknym, eterycznym wybrzmiewaniem swojego instrumentu. Podstawą tej płyty pozostaje muzyczna esencja „wyglansowana” na wysoki połysk. Zharmonizowane, bluesujące ballady o wyjątkowej urodzie melodyjno-brzmieniowej, poszarpane w niecodziennej warstwie aranżacyjnej, za co w dużej mierze odpowiadał Nick Mason. W konsekwencji otrzymujemy olśniewający efekt finalny, gdzie niczego nie jest za dużo i niczego za mało. 
I chyba nie powinien zdumiewać przypadek, że przez lata krążek plasował się w gronie najlepiej sprzedających się płyt.
A jeszcze na końcu dowiadujemy się, że nie ma żadnej ciemnej strony Księżyca!!!

Moje osobiste wspomnienia związane z tą płyta są szczególne. Tak naprawdę „zachodzę w głowę” kiedy pierwszy raz usłyszałem tę niesamowitą muzykę? 
Mam poczucie, że towarzyszyła mi od zawsze... 
Jak słońce pragnące oświetlić przysłowiową - Ciemną Stronę Księżyca.



„Zaćmienie”

Wszystko, czego dotykasz
Wszystko, co widzisz
Wszystko, czego smakujesz
Wszystko, co czujesz
Wszystko, co kochasz
Wszystko, czego nienawidzisz
Wszystko, w co nie wierzysz
Wszystko, co zachowałeś
Wszystko, co oddałeś
Wszystko, co przehandlowałeś
Wszystko, co sprzedałeś
Wyżebrałeś, pożyczyłeś lub ukradłeś
Wszystko, co tworzysz
Wszystko, co niszczysz
Wszystko, co robisz
Wszystko, co mówisz
Wszystko, co jesz
Każdy, kogo spotykasz
Wszystko, co lekceważysz
Każdy, z kim walczysz
Wszystko, co jest teraz
Wszystko, co przeminęło
Wszystko, co nadejdzie
I wszystko, na co pada słońce jest piękne
Ale słońce jest zaćmione przez księżyc