piątek, 14 kwietnia 2017

SIMON & GARFUNKEL, DAVE GRUSIN ‎– The Graduate, Original Sound Track Recording (Columbia 1968)

THE GRADUATE - reż. Mike Nichols (Embassy Pictures 1967)

"What happened between Mrs. Robinson and me was nothing. It didn't mean anything. We might just as well have been shaking hands." *
Benjamin Braddock

Jakby tu zacząć? Żeby nie popaść w schemat. Przecież to kultowy obraz amerykańskiego kina! Rewelacyjna gra aktorów poparta pełnymi brawury zwrotami akcji oraz kapitalnymi i często błyskotliwymi dialogami. Nieziemski scenariusz i wybitna reżyseria. I tak dalej, i tak dalej... Pomimo próby ucieczki od tego typu sloganów trudno nie oprzeć się podobnym odczuciom krytyków w ich bałwochwalczym tonie. Chociaż bym się zaklinał, to niewątpliwie bardzo ciężko nie poprzeć wielu wyrazicieli podobnie pozytywnych opinii wobec tego filmu. Właściwie dzieła filmowego przez wielkie D!

„Absolwent” stanowi jeden z pierwszych filmów kontestacji lat sześćdziesiątych. Film mówi o niewidzialnym murze dzielącym pokolenia. To opowieść o młodych, wkraczających w dorosłe życie jednostkach, uzurpujących sobie prawo do suwerennych poglądów. To także w puencie, niezależna wizja młodego człowieka próbującego żyć na własną rękę, co powoduje, że jest niezmiennie uniwersalnym i wciąż ponadczasowy dla ludzkiego żywota. To nietrywialna, obyczajowa opowieść o zawiłych i niejednoznacznych relacjach międzyludzkich, która mimo że powstała już pół wieku temu, odważnie opiera się próbie czasu i wciąż wzbudza emocje u kolejnych generacji widzów. To coś więcej niż idea, którą niesie fabuła. To również walory reżyserii, wyborna kreacja Anne Bancroft (Mrs. Robinson) i Dustina Hoffmana (Benjamin Braddock).

Wiodącym motywem fabuły są dwa odrębne światy zachodzące na siebie. Z jednej strony główny bohater, świeżo upieczony absolwentem college’u stojący u progu faktycznie dorosłego życia. Jednak to samo życie pełne hipokryzji okazało się prawdziwą szkołą przetrwania. Natomiast z drugiej strony funkcjonuje mieszkająca w sąsiedztwie żona wspólnika rodziców Benjamina. Zblazowana, majętna i podstarzała pani Robinson, nie znajdująca satysfakcji we wspólnym życiu u boku męża. Poszukująca „niezdrowych” wrażeń, skutecznie uwodzi młodego absolwenta elitarnej szkoły. Odarty z niewinności młodzieniec stara się sprostać wszystkim oczekiwaniom pani w średnim wieku. Wkrótce zaczyna dostrzegać sztuczność i zakłamanie niemoralnych dorosłych. W końcowym etapie romansu, przebiegła i konformistyczna sąsiadka dowiaduje się, że jej młody adorator, nie do końca pozbawiony wrażliwości, darzy prawdziwym uczuciem miłości jej… córkę(!) w rolę której wcieliła się urocza Katherine Ross. Niezły ambaras! Trzeba przyznać.


Gwoli uzupełnienia warto podać kilka ciekawych informacji towarzyszących filmowi. Kinowy Absolwent to w istocie ekranizacja powieści Charlesa Webba. Za prawa do adaptacji na potrzeby filmu, którego producentem okazał się Lawrence Truman, zapłacono kilkadziesiąt lat temu zaledwie jeden tysiąc dolarów. Trzeba przyznać, że niewielka to suma w stosunku do renomy jaką osiągnął film. Żeby tego było mało - początkującego aktora, Dustina Hoffmana, z dnia na dzień uczynił gwiazdą wielkiego formatu. Natomiast Mike Nichols stał się dzięki filmowi jednym z najbardziej cenionych i wziętych reżyserów Hollywood. Wyraźnym plusem filmu są także pełne dynamiki, doskonale komponujące się z postawą i ekspresją głównych postaci filmu, zdjęcia autorstwa operatora Roberta Surteesa. Ponadto Absolwent otrzymał aż 6 nominacji do Oscara, w kategorii film, aktor, aktorka, aktorka w roli drugoplanowej, scenariusz adaptowany, zdjęcia, z czego uzyskał jedną statuetkę za najlepszą reżyserię. Dodatkowo zgarnął aż 25 nagród w różnych innych plebiscytach! W tym główną nagrodę Grammy za najlepszą oryginalną ścieżkę dźwiękową napisaną dla filmu kinowego.

Wielkim plusem filmu jest jego oprawa dźwiękowa. Głównym autorem soundtracku jest duet Simon & Garfunkel, któremu praca przy filmie przyniosła olbrzymi rozgłos i popularność. W zasadzie ich wkład ograniczył się do napisania dwóch nowych piosenek wraz z ich wersjami instrumentalnymi. Pozostałe pochodzą z ich wcześniejszych albumów, które mocno przypadły do gustu Nicholsowi. Typową ilustracją filmową w postaci krótkich etiud zdominowanych przez muzyczną, jazzującą podróż, taką trochę z przymrużeniem oka, niczym z okresu lat 20-tych i 30-tych XX wieku, wspiera ich z kolei Dave Grusin. Pozornie utwory Dave’a wywołują silny kontrast stylistyczny z piosenkami duetu, ale jako frapujące uzupełnienie dźwiękowe i tło do poszczególnych sekwencji filmowych, zdają egzamin celująco. Znakiem rozpoznawczym soundtracku są dwa wielkie przeboje: Sound of Silence i Mrs. Robinson. Brzmienie ciszy pojawia się w filmie aż trzy razy, podczas gdy na ścieżce dźwiękowej pojawia się dwukrotnie. W tym pierwszym przypadku na wstępie usłyszymy oficjalną wersję, z dominującą gitarą elektryczną, wyraźnym basem oraz zapadającą w pamięci perkusją. Kompozycja ta również zamyka album, gdzie aranżacja jest zdecydowanie ascetyczna, posiada przestrzenne wokale oraz pierwszorzędną gitarę akustyczną.


Drugi utwór także pojawia się na krążku dwukrotnie. Pierwszy raz w mniej znanej, uszczuplonej wersji prawie pozbawionej słów, poza nastrojowymi wokalizami. Po raz drugi - z wyeksponowaną rytmizującą gitarą akustyczną w wersji zbliżonej do tej najbardziej znanej singlowej, z odśpiewaną jedną zwrotką utworu. Pełna wersja ukazała się dopiero na wspomnianym, odrębnym singlu i zawładnęła listy przebojów na całym świecie. Jest jeszcze jeden zapadający w pamięci. Scarborough Fair. To tutaj w całej okazałości nastrój i tembr głosów Paul Simona i Arta Garfunkela wraz z wtórującymi im instrumentami, jest iście balsamiczny. Dolatujące delikatne dźwięki cymbałków, dostojność brzmień klawesynu oraz zwiewna gitara, mogą działać jak okład na skołatane zdrowie potencjalnego, niedomagającego odbiorcę. Doprawdy relaksuje bez zbędnych zawiłości. Prosto i dosadnie, lecz z dużą dozą subtelności. (Jak w tej reklamie leku na żołądkowe przypadłości – zdecydowanie i delikatnie ;-)).

Szczerze mówiąc moje nawiązanie do obrazu Nicholsa stało się pretekstem do obowiązkowego wspomnienia muzyki dwóch niebanalnych amerykańskich artystów. To próbka sporych możliwości duetu, zarówno przed filmem jak i po filmie, wspaniale ujęta jest w dość bogatym dorobku płytowym. Tak właściwie każda płyta Simona i Garfunkela zasługuje na szczególną uwagę. Do czego gorąco namawiam. 

And the people bowed and prayed
To the neon god they made.
And the sign flashed out its warning,
In the words that it was forming.
And the sign said,
the words of the prophets are written on the subway walls
And tenement halls.
And whisper'd in the sounds of silence.


* ps. „To, co zaszło pomiędzy panią Robinson a mną, było bez znaczenia. Jak uścisk dłoni”.
Benjamin Braddock




2 komentarze:

  1. To obok Hair, Buntownika bez powodu i Easy Rider film, który zmienił moje poglądy na zycie ( w wieku nastu lat).

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że mamy zbieżne poglądy :-). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń